Rodził się trzykrotnie. Po raz pierwszy w 1954 r. w domku przykrytym palmowymi liśćmi niedaleko Sabanety. Po raz drugi 17 lat później w szkole wojskowej, „kołysce”, jak o niej mówił, gdzie rozpoczęła się jego kariera polityczna. Po raz trzeci w 1992 r., kiedy to po nieudanym zamachu stanu kamery telewizyjne pokazały jego oblicze obywatelom – pisze w wenezuelskim dzienniku „El Nacional” Cristina Marcano, współautorka biografii prezydenta Wenezueli „Hugo Chávez sin uniforme: una historia personal” (Hugo Chávez bez munduru: osobista opowieść, 2005).
Dla jednych był najlepszym przywódcą, jakiego miała Wenezuela od czasów Simóna Bolívara (bohatera wojen niepodległościowych w Ameryce Łacińskiej w XIX w., pierwszego prezydenta Wenezueli), zbawcą biednych, silnym macho, skromnym i po ojcowsku opiekuńczym, który poświęcił życie na poprawę losu Wenezuelczyków. A także sprawiedliwym mścicielem, ratunkiem dla ojczyzny władanej przez skorumpowanych polityków, nieugiętym rewolucjonistą walczącym z nierównościami.
Dla innych był najgorszym zarządcą, jakiego miała Wenezuela od czasów Bolívara. Autokratycznym populistą, których zmonopolizował władzę publiczną i zniszczył demokrację. Medialnym caudillo (hiszp. przywódca, dyktator), manipulantem, ślepym na pleniącą się korupcję egomaniakiem uzależnionym od władzy. To z jego winy kraj się podzielił, to on szastał petrodolarami na lewo i prawo, to on był pupilem Fidela Castro.
Jak ryba w wodzie
Hugo Rafael Chávez Frías był drugim z siedmiorga dzieci skromnego nauczyciela i jego młodej żony.