Jako młody chłopak mógł też fascynować się Peronem i peronizmem. Ale czy można brać te zarzuty poważnie? Kanał siódmy argentyńskiej telewizji rządowej nadał komentarz, z którego wynikało, że obecna elita władzy niewiele spodziewa się po papieżu, który utrzymywał stosunki z junta wojskową. Podano także informacje o stanie jego zdrowia, chcąc jak gdyby zwrócić uwagę na fakt, iż od dzieciństwa oddycha jednym płucem (a mimo to – jak pisze „El Pais”, w którego komentarzu nie ma uszczypliwości – pracował zawsze jak człowiek w pełni sił, mieszkając skromnie poza pałacem arcybiskupim, jeżdżąc miejskimi autobusami i nie zatrudniając kucharza).
Centro – liberalny dziennik „La Nación” pisze, że stosunki arcybiskupa Buenos Aires, Jorge Bergoglio, z Nestorem (to poprzedni prezydent Argentyny) i Christiną Kirchnerami (obecna prezydent) zawsze były zimne złe i tchnęły obopólnym pesymizmem. Przypomniano, że pani prezydent zawsze uważała arcybiskupa za duchowego przywódcę opozycji – to znaczy peronistów. Spotykał się z nimi i konsultował zamierzenia. Trudno w to uwierzyć, bo Juan Domingo Peron utrzymywał z Kościołem stosunki na pograniczu otwartego konfliktu, którego szczyt nastąpił w chwili ekskomuniki dyktatora, a zarazem – w chwili wstąpienia przyszłego papieża do seminarium duchownego, które skończył w Chile.
Młody Bergoglio mógł fascynować się Peronem i peronizmem jak wszyscy młodzi Argentyńczycy z warstw średnich w czasach, kiedy Argentyna po II wojnie światowej była piątą potęgą gospodarczą świata. Ale jako katolik nie mógł traktować poważnie zabiegów prezydenta o kanonizowanie Evity Peron, popularnej – dzięki występom w radiu – aktorki, która karierę zaczynała w podejrzanych kabaretach. Kiedy Watykan odmówił, Peron zerwał ze Stolicą Apostolską stosunki dyplomatyczne. Młody sympatyk Perona, jeśli nim w ogóle był, to niekoniecznie duchowy przywódca peronistów, którzy przegrywają wybory na progu XXI wieku, kiedy Argentyna jest potęgą już tylko w futbolu.
Papieżowi zarzuca się też otwarcie współpracę z rządzącą krajem w latach 70. i 80. juntą wojskową. Prawdą jest, że jako przełożony jezuitów spotkał się z dyktatorem Jorge Videlą, aby bronić życia dwu aresztowanych księży, których porwano w favelach (slumsach), gdzie „uprawiali partyzantkę” (Bergoglio nakazał im wcześniej wyprowadzkę ze slumsów, lecz odmówili).
Laureat Nagrody Nobla, obrońca praw człowieka w latach dyktatury, Adolfo Perez Esquievel powiedział, że duchowny nie utrzymywał żadnych kontaktów z dyktaturą. Można mu zarzucić co najwyżej brak aktywności politycznej (co zresztą jest postępowaniem zgodnym z nakazami Kościoła). Zresztą w czasach dyktatorskiej władzy wojskowych hierarchia kościelna zachowywała się tak w przeważającej większości krajów Ameryki Łacińskiej z wyjątkiem Salwadoru i Nikaragui. Innego zdania są matki porywanych w czasie dyktatury, które zarzucają arcybiskupowi, że cały Kościół argentyński „okłamywał i zdradzał naszych torturowanych mężów i synów”. W książkowym wywiadzie-rzece „Jezuita” Jorge Bergoglio odrzucił wszelkie oskarżenia o kolaborację. „La Nacion” podkreśla, że kardynał nie odgrywał roli politycznej w kraju i że nie będzie odgrywał jej teraz jako papież.