Anders Fogh Rasmussen, sekretarz generalny NATO, ma niewdzięczne zadanie: dokonać przebudowy sojuszu. Przez ponad 20 lat od zakończenia zimnej wojny NATO nie zdefiniowało swojej roli w zmienionej rzeczywistości. Cel, by „trzymać Rosjan z dala, Amerykanów w środku, a Niemców pod kuratelą” – jak ujął to pierwszy sekretarz generalny NATO lord Ismay – stał się nieaktualny najpóźniej wraz z upadkiem muru berlińskiego. Członkom paktu z trudem jednak przychodzi ustalenie nowych zadań sojuszu. Dotyczy to zwłaszcza Europejczyków.
Żółwie tempo
Poufna analiza niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych z niespotykaną dotychczas wyrazistością dowodzi, że do tej pory zrealizowano tylko nieliczne z założeń programowych, które sojusz ogłosił na szczycie w Chicago w minionym roku. „W kluczowych kwestiach nie udało się uzyskać jednomyślności” – czytamy w dokumencie MSZ. Opracowanie dokładnie wylicza problemy stojące przed NATO: od kulejącej współpracy przy budowie tarczy antyrakietowej po brak pieniędzy na skuteczną politykę obronną. Wniosek: zmiany następują w żółwim tempie.
Ociężałość sojuszu kontrastuje z szybkością, z jaką zmienia się globalny układ sił. Amerykanie kierują uwagę na awansujące kraje Azji, które rosną w siłę także pod względem militarnym. Europejczycy nie potrafią jednak w znaczącym stopniu odciążyć potężnego sojusznika. Bez amerykańskiej pomocy międzynarodowa interwencja w Libii sprzed dwóch lat musiałaby się zakończyć po kilku dniach. Od tamtej pory niewiele się w NATO zmieniło.
Fragment artykułu pochodzi z najnowszego 11 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 18 marca 2013 r.