Torebka otwiera się z szelestem. Przyjemny zapach wędzonego mięsa uderza w nozdrza. Kuszą cieniuteńkie, fantazyjnie powyginane, posypane czerwonym proszkiem chipsy ziemniaczane. Kiedy pierwszy z nich dotyka języka, zostawia słony i aromatyczny smak, który błyskawicznie się ulatnia. Trzask, chrupnięcie – chips się rozpływa, już go nie ma. Zostaje tylko delikatny posmak i ochota na więcej. A ręka już ponownie sięga do torebki.
Mało kto spośród wielu milionów ludzi ulegających pokusie ziemniaczanej przekąski ma pojęcie, ile wymyślnych badań naukowych kryje się za tym codziennym przeżyciem. Nawet ci, którzy wiedzą, że chipsy należą do najbardziej niezdrowych spośród wszystkich rzeczy, od których się tyje, często nie potrafią im się oprzeć.
Wielkie żarcie
Dlaczego tak łatwo tracimy umiar, gdy podsuną nam pod nos chipsy? Nie może to być sprawka ziemniaków, z których się je robi – dotychczas nikt nie słyszał o orgiach obżarstwa z ziemniakami w mundurkach w roli głównej.
Z prawdziwymi ziemniakami chipsy mają jednak niewiele wspólnego. Prawie nic nie jest w nich kwestią przypadku: wyrafinowany sztuczny produkt za pomocą trików ma skłonić ludzi, by jedli go możliwie często i dużo.
Fragment artykułu pochodzi z najnowszego 12/13 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 25 marca 2013 r.