1.
Przed dom Dinga Chana 5 grudnia zajechali umundurowani mężczyźni. Wyciągnęli go na podwórze i strzelili prosto w twarz. Był politycznym komentatorem, pisał pod pseudonimem Isaiah Abraham. Bezpieka wzywała go wcześniej na przesłuchania w związku z pewnym artykułem: Ding Chan domagał się w nim ustąpienia prezydenta kraju Salvy Kiira. W czasie wojny domowej między południem a północą Sudanu Ding Chan walczył pod jego komendą, potem zrzucił mundur i w wolnym – jak sądził – kraju wybrał życie cywila.
Mading Ngor prowadził program w Radio Bakhita w Dżubie. Mówił w nim o nadużyciach i korupcji władzy nowo powstałego państwa. W zeszłym roku mundurowi wyciągnęli go siłą z parlamentu i zabronili relacjonowania sesji. Innym razem został napadnięty i pobity. W grudniu wyjechał do Kanady.
Prawnik Ring Bulebuk podjął się obrony rodziny, którą na mocy arbitralnej decyzji wojskowi wyrzucili z domu. Został porwany, przez trzy dni bity i torturowany prądem, a następnie wrzucony do grobu i zostawiony na pewną śmierć. Przeżył.
W Dżubie nie wolno mówić o takich zdarzeniach. Kto mówi, może zniknąć. Trudno ustalić liczby: martwi i zniknięci nie mają głosu, a ci, którzy wiedzą o zniknięciach, zwykle milczą. Ring Bulebuk, mimo obaw, opowiedział o porwaniu reporterowi BBC. Wierzy, że rozgłos ochroni go przed zemstą ludzi w mundurach.
Pracownicy międzynarodowych instytucji, którzy pozwalają sobie na publiczną krytykę władz, dostają pisma z żądaniem opuszczenia kraju w ciągu 24 godzin. Działacze niektórych organizacji pomocowych mają odczucie, że są śledzeni, a ich rozmowy telefoniczne i e-maile są pod kontrolą tajnych służb. Coraz częściej dochodzi do bezprawnych zatrzymań.