Obama grozi Woodwardowi!” – zagrzmiał portal Drudgerport i inne konserwatywne media. To, co napisał słynny reporter, tak miało się nie spodobać w Białym Domu, że doradca prezydencki Gene Sperling zadzwonił do niego i powiedział, że tego „pożałuje”. Tak opisywał incydent sam Woodward, wyznając ironicznie, że „trzęsie się ze strachu”. Ale kiedy dziennik „Politico” opublikował całość tej rozmowy, okazało się, że panowie pożegnali się po przyjacielsku, a Sperling prostował tylko pewne przekłamania pogromcy Nixona. O co poszło?
W swej najnowszej książce „Price of Politics” („Cena polityki”) i w „Washington Post” Woodward napisał, że osławiony sekwester, automatyczna brzytwa budżetowa tnąca wydatki rządowe wskutek niedogadania się Obamy z republikanami, krytykowana ostro przez prezydenta, była pomysłem jego własnych doradców. Zarzucił też Obamie, że pragnąc strzelić opozycji gola, „przesunął słupki bramki”. Najwyższy autorytet medialny w Ameryce obarczył prezydenta odpowiedzialnością za fiasko rozmów i cięcia brzytwy. Nazwał też „szaleństwem” jego zapowiedź, że z powodu cięć nie wyśle lotniskowca do Zatoki Perskiej. Prawica wpadła w zachwyt i telewizja Fox News przez tydzień nosiła Woodwarda na rękach.
Skąd wybuch krytycyzmu Woodwarda pod adresem prezydenta? Nieprzychylne media piszą, że starzejący się reporter za wszelką cenę pragnie przypominać o sobie. Chce zaprzeczyć coraz powszechniejszym opiniom, iż z bohatera walczącego z nadużyciami władzy stał się dziennikarzem establishmentu, kronikarzem rządzących, „stenografem bogatych i potężnych” – jak pisał o nim nieżyjący już brytyjski publicysta Christopher Hitchens.