Zmarły 23 marca w Londynie Borys Bierezowski był oligarchą numer 1 za czasów Borysa Jelcyna. Patolodzy za przyczynę śmierci wstępnie uznali powieszenie, tymczasem większość rosyjskich mediów przekazała, że były miliarder został uduszony. Leksykalny niuans pomnożył niejasności związane ze śmiercią tego politycznego emigranta. Atmosferę podgrzała nieoczekiwana reakcja Kremla: rzecznik prasowy Władimira Putina powiedział, że były oligarcha kilka miesięcy przed śmiercią napisał list do prezydenta Rosji, prosząc o wybaczenie i możliwość powrotu do ojczyzny.
Jakby tego było mało, wkrótce pojawiła się wiadomość o zatrzymaniu przez FBI Romana Abramowicza (w 2013 r. „Forbes” ocenił jego majątek na 10,2 mld dol.). Choć doniesieniom zaprzeczyli zarówno rzecznik biznesmena, jak i przedstawiciel prasowy Federalnych, plotka zrobiła swoje i akcje kompanii Abramowicza gwałtownie spadły. Komentatorzy zastanawiają się teraz, kto i w jakim celu wypuścił kaczkę dziennikarską.
Największe emocje wzbudzają jednak finansowe kłopoty Nikozji. Jak szacuje Niemiecka Federalna Służba Wywiadu, Rosjanie trzymają w cypryjskich bankach ok. 20 mld euro. Gdy Bruksela przygotowywała dla Cypru pakiet ratunkowy, w Europie podniosły się głosy sprzeciwu, by nie sponsorować rosyjskich oligarchów.
– Ale oni wcale nie trzymają pieniędzy na cypryjskich kontach – wyjaśnia anonimowo pracownik funduszu inwestycyjnego z siedzibą w Moskwie. – Cypr przyciągał przede wszystkim drugą ligę rosyjskiego biznesu: restauratorów, deweloperów, a także byłych gangsterów. Ich straty nie są dla Kremla istotne. Według tego finansisty, bliscy Putinowi biznesmeni trzymają pieniądze w znacznie pewniejszych bankach, w tych samych zresztą, gdzie mają depozyty elity rządzące z Europy i USA.