Jak próbujesz działać w rosyjskiej polityce, to musisz się liczyć z konsekwencjami – mówił Nawalny portalowi Gazeta.ru dzień przed rozpoczęciem swego procesu. – Inaczej jesteś głupkiem albo naiwniakiem, a ja nie jestem ani jednym, ani drugim.
W procesie, który rusza właśnie pełną parą, prokuratura zarzuca mu, że jako doradca liberalnego gubernatora obwodu kirowskiego Nikity Biełycha dopuścił się finansowych przekrętów przy sprzedaży drewna. Rzekomo utworzył spółkę pośredniczącą, która brała za pomoc w załatwianiu kontraktów 7 proc. od lokalnego kombinatu drzewnego Kirowlies. Państwowa spółka miała na tym stracić pół miliona rubli (50 tys. zł), co jak na rozmiary korupcji w Rosji jest kwotą śmiesznie małą.
Problem w tym, że w dokumentach nie ma śladu po rzekomych machinacjach Nawalnego. Kluczowym dowodem przeciwko niemu są zeznania jednego z byłych dyrektorów kombinatu, który ma wyrok za inne malwersacje. Hipoteza, że został zmuszony do złożenia zeznań przeciwko Nawalnemu w zamian za złagodzenie wyroku, wydaje się aż nadto prawdopodobna. Tym bardziej że żaden z innych dyrektorów kombinatu nie tylko nie słyszał o nadużyciach, ale w zeznaniach mówią, że znają Nawalnego jedynie z telewizji.
Przystojny, wysoki, ciemny blondyn, szczupły i wysportowany, ma inteligentne, przenikliwe spojrzenie. Jest wygadany, jak to prawnik. Nikt nie badał ilorazu jego inteligencji, ale jest na pewno spory – nie każdy kończy z wyróżnieniem Harvard. Nie każdy też, tak jak Nawalny, potrafi wyciągnąć z dużych państwowych spółek informacje, korzystając ze statusu akcjonariusza mniejszościowego i posiadając czasem tylko jedną akcję, aby w ten sposób odkryć nieprawidłowości i przekręty w tych spółkach.