Trzy tygodnie temu 76-letni prezydent Algierii Abdelaziz Buteflika udał się na leczenie do Paryża z powodu „niewielkiego udaru”, jak podano oficjalnie, i słuch o nim zaginął. Pierwszy komunikat o stanie zdrowia głowy państwa, że systematycznie się poprawia i „niedługo choroba prezydenta będzie tylko złym wspomnieniem”, został opublikowany przez premiera Abdelmaleka Sellala dopiero wtedy, gdy już miały się ukazać dwa dzienniki z informacją, że Buteflika, w stanie śpiączki, został potajemnie odtransportowany do Algieru. Nakład został skonfiskowany, a wydawca oskarżony o zamach na bezpieczeństwo kraju. Ale i piosenkarz Enrico Macias, który odwiedzał prezydenta w szpitalu, powiedział katarskim mediom, że „poważnie obawia się o jego życie”.
Buteflika od 1999 r. rządzi już trzecią kadencję, w kwietniu przyszłego roku nie wykluczał startu w wyborach po czwartą. Zapewniał Algierii dziurawą demokrację i byle jaką stabilizację, ale zawsze jakąś. A burze arabskiej wiosny przeszły tu bokiem. Teraz mało kto ma gotowy scenariusz na przyszłość.