Świat

Sami swoi

Said Dżalili Said Dżalili Shamil Zhumatov/Reuters / Forum

Irańska Rada Strażników wycięła w pień ponad 600 polityków zainteresowanych stanowiskiem prezydenta Iranu. Na placu boju pozostało zaledwie ośmiu chętnych. Choć boju nie będzie, raczej wspólny grill: wśród tych, którzy przetrwali, jest m.in. dwóch poszukiwanych przez Interpol za udział w zabójstwie 85 osób i trzykrotny pogromca buntów studenckich w Teheranie. Wszystkich łączy uwielbienie dla Najwyższego Przywódcy Alego Chamenei.

Ulubieńcem Najwyższego, a więc także faworytem wyborów, jest Said Dżalili, najmniej doświadczony z całej stawki. Na Zachodzie dał się poznać jako nieprzejednany negocjator w kwestiach nuklearnych, choć złośliwi twierdzą, że Chamenei specjalnie wyznaczył go na to stanowisko, bo nic nie rozumie z tych negocjacji, więc nie da się przekabacić. Jeśli Dżalili wygra, miłości nie będzie też w relacjach z Irakijczykami, bo granat rzucony przez jednego z nich urwał mu nogę w czasie sąsiedzkiej wojny w latach 80.

Z kolei zwycięstwo Ali Akbara Velajati lub Mohsena Rezaei może skomplikować sytuację dyplomatyczną Iranu, bo obaj są ścigani międzynarodowym listem gończym za udział w przygotowaniu w 1994 r. ataku bombowego na centrum żydowskie w Buenos Aires. Czarnym koniem wyborów 14 czerwca może się okazać burmistrz Teheranu Mohammad Baker Kalibaf, który nawet wśród krytyków zyskał miano świetnego opiekuna stolicy – ale już nie jej mieszkańców, do których kazał strzelać gumowymi kulami.

Polityka 22.2013 (2909) z dnia 27.05.2013; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 9
Reklama