Ostatnia taka królowa
60. rocznica koronacji Elżbiety II. Za co ją kochają Brytyjczycy?
Brytyjczycy przyzwyczaili się do Elżbiety tak jak Polacy do Jana Pawła II. Zresztą podobnie jak papież Wojtyła, królowa uważa, że ma "posadę dożywotnią" i że jest to posada nie do odstąpienia. I rzeczywiście w historii brytyjskiej monarchii ustąpił - w atmosferze skandalu obyczajowego - tylko jeden król, Edward VIII. Ten fakt naznaczył Elżbietę, umacniając ją w przekonaniu, że jej misja ma w sobie coś z powołania religijnego (w końcu jest suwerenem państwowego Kościoła Anglii).
Koronacje monarchów brytyjskich są splecione z ceremoniałem religijnym, dlatego tak jednych fascynują, a innych odpychają, gdyż zalatują teokracją. Zalatują czy nie, są widowiskowe, czego świadkiem byliśmy niedawno z okazji ślubu księcia Williama z Kate Middleton.
Koronacja Elżbiety, babci Williama była przełomem. Telewizja brytyjska po raz pierwszy w historii transmitowała tę ceremonię, choć poprzedziły ją burzliwe spory, czy godzi się to robić.
Dożywotnia służba
Tak czy inaczej, Elżbieta chce swą misję pełnić do końca. Chce też, by tradycji stało się zadość i jej następcą został niemłody już książę Karol, nawet gdyby to miało stać się za dłuższy czas i na krótko. Nie ma mowy o przeskoczeniu Karola przez księcia Williama. Królowa holenderska Beatrix ustąpiła niedawno po 33 latach, by oddać tron synowi, znacznie młodszemu księciu Willerowi. Ale to nie w stylu Elżbiety.
Królowa Elżbieta służy od 60 lat głównie trzem celom: religii, Wspólnocie Brytyjskiej i siłom zbrojnym Zjednoczonego Królestwa. Można powiedzieć, że służy państwu brytyjskiemu, a nie tylko dynastii i rodziny i w ten sposób spłaca jakby dług wdzięczności za to, że przypadek urodzenia – a nie demokratyczny wybór - postawił ją na tak poczesnym miejscu w państwie i społeczeństwie.