Korea Płn. spuściła z tonu. Już nie straszy wojną, zaprasza za to przemysłowców z Południa, by wrócili do zamkniętej w kwietniu wspólnej strefy przemysłowej w Kesongu. Pod wpływem nacisków Chin obiecuje też powrót do rozmów o swoim programie nuklearnym (przy czym od razu zapowiada, że z niego nie zrezygnuje). Miałaby również ochotę na wspólne obchody 15 rocznicy wielkiego szczytu obu Korei z 2000 r., a „Gazeta Robotnicza”, prasowy organ partii, sugeruje, że 60 lat po zakończeniu wojny przyszedł wreszcie czas na podpisanie porozumienia pokojowego. Przy okazji złagodniała północnokoreańska propaganda: przez całą wiosnę Kim Dzong Un wizytował głównie bazy wojskowe, fotografował się z żołnierzami, moździerzami i czołgami, teraz wybiera bardziej pokojową scenografię. Jeździ np. w góry i obiecuje narodowi ośrodek narciarski na światowym poziomie ze 110 km nartostrad, dostępnych także dla obcokrajowców.
Rząd w Seulu odpowiada, że nie da się nabrać tym pozorom łagodności i wszystkie propozycje porozumień odrzuca, bo Północ zachowuje się tak, jakby jeszcze kilka tygodni temu nie prowokowała wizją konfliktu jądrowego. To oznacza, że 120 fabryk w Kesongu należących do firm z Południa i 53 tys. zatrudnionych tam robotników z Północy nadal nie ruszy z produkcją. A właśnie zakłady w Kesongu są prawdziwym barometrem stosunków na Półwyspie.