Niemiecki urząd statystyczny Destatis długo opracowywał wyniki powszechnego spisu ludności według stanu z 9 maja 2011 r., ale gdy już je opublikował, zapachniało sensacją. Takie spisy to wymóg unijny, a akurat Niemcy od dawna się nie liczyli; w przedzjednoczeniowym RFN – od 1987 r., a w dawnej NRD – nawet od 1981 r. No i teraz okazało się, że Niemców jest o 1,5 mln mniej, niż się wydawało: nie 81,7 mln, lecz ledwie 80,2. Stało się tak głównie za sprawą przeszacowanej liczby cudzoziemców mieszkających w Niemczech (nieposiadających niemieckiego paszportu). Przyjmowano, że jest ich 7,3 mln, a ze spisu wyszło, że 6,2 mln.
Wyszło też przy okazji, że co piąty Niemiec ma zagraniczne korzenie. Te 15 mln obywateli to, według definicji, wszyscy imigranci po 1955 r. oraz ci, których przynajmniej jedno z rodziców było takim imigrantem. W Hamburgu obce korzenie ma 27,5 proc. populacji, a w Berlinie – 23,9. Także co piąty Niemiec ma ponad 65 lat, akurat ta grupa będzie systematycznie rosnąć. Jeśli chodzi o kwestie wiary, 66,8 proc. deklaruje się jako chrześcijanie, 10,5 proc. – jako ateiści, a tylko 1,9 proc. – jako wyznawcy islamu. To dużo mniej niż szacunkowe 5 proc., ale pewnie wielu skorzystało z prawa do odmowy podawania takiej informacji.
34 tys. Niemców żyje w zarejestrowanych związkach tej samej płci, 60 proc. z nich to związki dwóch mężczyzn. Mają 5700 dzieci, większość z nich wychowują dwie kobiety.