Wyprowadzili himalaistów z namiotów i strzelali w tył głowy. Zabili jedenastu mężczyzn z siedmiu krajów, w tym pakistańskiego oficera łącznikowego wyprawy, czyli funkcjonariusza wywiadu ISI. Potem przetrząsnęli plecaki i zabrali pieniądze oraz dokumenty. Lokalny „Pamir Times” z 26 czerwca podaje, że mówili językami shina, pusztuńskim i urdu, byli więc ludźmi pogranicza z obszarów, nad którymi nikt nie panuje. Do zbrodni przyznali się pakistańscy talibowie z mało znanej lokalnej organizacji, której nazwy nikt nie wymienia, bo jak to w Pakistanie bywa – grupa bandytów stosująca techniki terrorystyczne organizuje się ad hoc, dokonuje ataku na dobrze mierzony cel i rozpływa się, zrzucając odpowiedzialność na istniejący przez chwilę węzeł sieci, al-Kaidy. Ta skonsumowała zbrodnię jako odpowiedź na unicestwienie niedawno swego drugiego co do ważności dowódcę Wali-ur Rehmana, którego wyeliminowano przy użyciu samolotu bezzałogowego.
Morderstwo w Himalajach jest zbrodnią niewyobrażalną. Nie dosyć, że bez przerwy giną tam ludzie, bo najwyższe góry świata „nie puszczają”, „zatrzymują u siebie na wieki”, to jeszcze sama natura stawia człowiekowi na wysokościach wymagania graniczne i tylko co któryś himalaista jest w stanie pokonać te granice wychodząc ze zmagania żywym. Dlatego w najwyższych górach świata jest tylko jeden, wspólny Bóg i nie ma żadnej polityki. Zbrodnia pod Nanga Parbat zakwestionowała to święte prawo. Jeśli byłby to wstęp do islamizacji Himalajów, to znaczy, że działania ogarniętego szałem wojny człowieka wymknęły się spod kontroli umysłu.
Dopiero co wybrany premier Pakistanu, już kiedyś urzędujący, lecz obalony Nawaz Sharif, pospieszył z oświadczeniem pełnym słów potępienia oraz sugestią, że mamy do czynienia z konspiracją wymierzoną w stosunki pakistańsko-chińskie. Cóż innego miał powiedzieć? Dopiero co jego ugrupowanie umizgało się o głosy skrajnych ugrupowań talibskich, a on sam za poprzedniej kadencji widział się chętnie w roli kalifa. Przerażenie Sharifa budzi fakt, że wśród śmiertelnych ofiar zbrodni pod Nanga Parbat znaleźli się trzej Chińczycy. Oświadczenie Pekinu w tej sprawie nie pozostawia wątpliwości, że ChRL wymusi gwarancje bezpieczeństwa dla swoich obywateli na terytorium coraz bardziej kłopotliwego sąsiada.
Nigdy mieszkańcy gór nie podnosili ręki na himalaistów, których rozumieją jak samych siebie, bo jako przewodnicy i tragarze także są wspinaczami. Odpowiedzią himalaistów będzie teraz rezygnacja z wielu wypraw, objęcie bojkotem pewnych rejonów wysokich gór jak Hindukusz (Hindu Kush znaczy Zabójca Hindusów) oraz głębokie milczenie polityczne, bo wspinaczka nie może się odbywać pod sztandarami i transparentami. Natomiast pod religijnymi sztandarami odbywa się strzelanie im w tył głowy.