Nie mogli wprawdzie powiększyć wydatków, ale żądali poprawek, które ułatwiają wykorzystanie unijnych pieniędzy i sprawiają, że budżet będzie bardziej elastyczny, na czym nam też przecież zależy.
Żeby było jeszcze trudniej, porozumienie blokowały francusko-brytyjskie przepychanki o to, co tak naprawdę jest w tym budżecie: o wysokość tzw. rabatu brytyjskiego, czyli kwoty jaką Londyn może sobie odliczyć od składki do wspólnej kasy, oraz związaną z tym wysokość płatności z Paryża.
Skończyło się, na szczęście dla Polski, happy endem. Po długich negocjacjach szef Komisji Europejskiej José Manuel Barroso, premier sprawującej prezydencję Irlandii Enda Kenny i szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz doszli w czwartek do kompromisu. Porozumienie poparły największe frakcje w europarlamencie, chadecy i socjaliści, więc głosowanie rezolucji w sprawie budżetu w przyszłym tygodniu będzie już formalnością. Dopiero po wakacjach europosłowie zajmą się szczegółowymi aktami prawnymi.
A trzeba pamiętać, że ten wieloletni plan finansowy został przyjęty przez unijnych przywódców w lutym po trudnych negocjacjach; wcześniejszy, grudniowy szczyt UE zakończył się fiaskiem. Widać, że Europa w kryzysie zaciska pasa: budżet Unii jest po raz pierwszy w historii mniejszy od poprzedniego, spada poniżej biliona euro.
Na tym tle – jak się to mówi w Brukseli – „polska koperta” wygląda lepiej niż nieźle: dostaniemy mniej więcej tyle, co w poprzedniej siedmiolatce. Na inwestycje, głównie w infrastrukturę, ale i na nowe technologie - 72 mld euro, o trzy więcej niż w wcześniej. Pieniądze dla rolników i na rozwój wsi też będą nieco wyższe. Na czysto, czyli po odliczeniu naszej składki, Polska dostanie nieco więcej niż w poprzednim budżecie – 77 mld euro, czyli więcej niż zapowiedziane przez Donalda Tuska 300 mld zł.
Żądania europarlamentu miały w dużym stopniu wymiar ambicjonalny: europosłowie chcieli pokazać, że w Unii rządzą nie tylko premierzy i prezydenci, ale i oni mają coś do powiedzenia. Ale kilka poprawek, które wywalczyli ma znaczenie. Najważniejsze jest uelastycznienie budżetu: w pierwszych trzech latach niewykorzystane pieniądze nie będą wracały do państw-płatników, ale będzie je można wykorzystać na inne cele lub w kolejnych latach.
W tym tygodniu wszystkim się śpieszyło do porozumienia, bo głównym tematem zakończonego dziś szczytu Unii była walka z bezrobociem wśród młodzieży. Paryż i Berlin przywiozły do Brukseli plan szybszego uruchomienia 6 mld euro na ten cel z nowego budżetu. Byłby wstyd, gdyby się okazało, że nie jest on jeszcze gotowy.
Teraz wszystko jest na najlepszej drodze. I piłeczka ląduje w Warszawie. Rząd, w tym przede wszystkim minister rozwoju Elżbieta Bieńkowska i marszałkowie województw muszą tak przygotować plany dotyczące unijnych funduszy, byśmy w pełni skorzystali z szansy, jaką nam dają. Polska świetnie sobie radziła w tej siedmiolatce z wydawaniem pieniędzy z Brukseli, niemalże do ostatniego eurocenta - większe wątpliwości dotyczyły tego, czy zawsze to robiliśmy z sensem. W nowej perspektywie budżetowej powinniśmy się skupić na jakości, bo następnej takiej szansy już nie będzie.