70 lat temu, oddziały OUN UPA Bandery napadły na 99 polskich wiosek. Rozpoczęły się najbardziej brutalne akcje, kiedy mordowano Polaków siekierami, także kobiety i dzieci, wybijano i palono całe wioski. Jak mówi prof. Grzegorz Motyka - 11 lipca był dla historyków najpierw przesłanką, a potem coraz bardziej dowodem, że ukraińska akcja miała zorganizowany charakter.
Najpierw Sejm spierał się, czy zbrodnia wołyńska była ludobójstwem czy czystką etniczną o znamionach ludobójstwa (ostatecznie przegłosowano drugie sformułowanie). Szkoda tylko, że uchwała, podejmowana z takiej okazji była głosowana, a nie przyjęta przez aklamację, jak należałoby przy okazjach tak ważnych rocznic. Kłótnia nie przynosi honoru Sejmowi i nie buduje jego autorytetu. Daje też argumenty środowiskom skrajnej prawicy i wywołuje emocje, niepotrzebne przy tak tragicznej rocznicy. Także na Ukrainie, gdzie sprawa zbrodni wołyńskiej jest obszarem gry politycznej.
Jeszcze 10 lat temu, z okazji 60. rocznicy Wołynia, w sprawie popełnionej na Polakach zbrodni wyraził swoje stanowisko b. prezydent Leonid Kuczma, odwiedzając Pawliwkę, dawniej Poryck, jedną z miejscowości, gdzie 11 lipca 1943 r. oddziały OUN UPA napadły na zgromadzonych na mszy Polaków, wymordowały i spaliły niemal całą wieś. Wspólnie z ówczesnym polskim prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, krewnymi ofiar i duchownymi z Polski i Ukrainy modlili się na odrestaurowanym na tę okoliczność cmentarzu katolickim. Również kilku znaczących ukraińskich polityków i intelektualistów wypowiedziało się w tej kwestii, uznając działania OUN UPA wobec Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej za zbrodnicze i nie przynoszące zaszczytu Ukrainie. Wyglądało, że doszło do zbliżenia stanowisk i pojednania, choć jedynie dotyczyło ono elit.
W tym roku nie udało się zorganizować wspólnych obchodów, z udziałem prezydentów obu krajów. Do Łucka, na uroczystości religijne związane z rocznicą, uda się prezydent Bronisław Komorowski.
Na Ukrainie, wśród części historyków (jak choćby Wołodymyr Wiatrowycz), pojawiła się natomiast tendencja uznawania wydarzeń wołyńskich za drugą wojnę polsko – ukraińską, w której obie strony nie pozostają bez winy, bo takich samych krzywd się dopuszczały. Dokumenty z ukraińskich archiwów (można je oglądać na zorganizowanej przez IPN i właśnie otwartej wystawie Polacy – Ukraińcy 1943 – 1945) mówią natomiast jednoznacznie, że nacjonalistom ukraińskim z OUN – UPA chodziło o wymordowanie Polaków i oczyszczenie z polskich mieszkańców terenów uważanych za etnicznie ukraińskie. Że nie była to, jak chce część ukraińskich historyków, odwetowa akcja za zło, jakie spotkało Ukraińców na Chełmszczyźnie, ani bunt chłopski. To zresztą nie jedyne punkty sporne dziś, ukraińscy historycy kwestionują też liczbę ofiar, po obu stronach.
Warto wspomnieć, że działalność OUN UPA dzieli samych Ukraińców: ci ze wschodu, przywiązani do legendy Wojny Ojczyźnianej, uważają banderowców za bandytów, którzy strzelali im w plecy. Przeciwni byli czczeniu Stepana Bandery i jego dowódców pomnikami i obdarzaniu honorami. Zachód kraju tymczasem uważa OUN UPA za bohaterów, walczących o wolną i niepodległą Ukrainę, także z komunistami. Wiedza o zbrodni popełnionej na Polakach – mieszkańcach Wołynia i Galicji Wschodniej jest zresztą szczątkowa, tak na wschodzie, jak na zachodzie kraju. Jest to jednak wewnętrzna sprawa Ukraińców. Choć te określenia, bohaterstwo, walka powstańcza o niepodległość najbardziej poruszają polskie środowiska kresowe, które nigdy nie uznały UPA za armię powstańczą, lecz za zbrodniarzy, walczących z ludnością cywilną, kobietami, dziećmi. Odwet na Ukraińcach dokonany przez oddziały AK był więc obroną.
Środowiska kresowe nie włączyły się do państwowych oficjalnych obchodów 70 rocznicy Wołynia, z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego. Zorganizowały własne. Każdy ma prawo czcić pamięć po swojemu, zwłaszcza ludzie, którzy przeżyli Wołyń i ich najbliżsi, ci, którzy nie otrząsnęli się wciąż z traumy tamtych wydarzeń. Nie daje się jednak postawić ani utrzymać zarzutu, że Polska pamięć Wołynia zaniedbuje. Że próbuje się załagodzić drażliwe kwestie i nie zadawać trudnych pytań by nie zadrażniać stosunków polsko – ukraińskich. Tak nie jest. W ostatnich tygodniach odbyło się niezwykle dużo sesji naukowych, spotkań polskich i ukraińskich historyków, intelektualistów, dyskutowano o zbrodniach wołyńskich na uniwersytetach i w Pałacu Prezydenckim. Mówiono o szerokim tle wydarzeń, liczbie zamordowanych, Polaków i Ukraińców.
IPN prowadzi 32 śledztwa w sprawie zbrodni nacjonalistów ukraińskich na obywatelach polskich (również w sprawie zamordowania w 1945 r. w Pawłokomie, 368 obywateli narodowości ukraińskiej przez polskie oddziały partyzanckie). Dzięki temu wiedza o zbrodni jest coraz szersza, a pamięć powszechna.
Ale przecież to nie jedyne zdarzenie na jakim mamy budować stosunki polsko – ukraińskie, choć jedyne takie, które wciąż dzieli. Historię trzeba poznać, rozliczyć, zamknąć i pamiętać. Zło należy nazwać. Trzeba też sobie wybaczać, o czym zresztą mówią w swym niedawnym przesłaniu polscy i ukraińscy duchowni katoliccy. Prawdziwie i bez obłudy. Ale to już sprawa sumień i serc.