Zły alkohol i wysoka temperatura to wybuchowa mieszanka. Dosłownie. W ciągu ośmiu ostatnich lat doprowadziła już m.in. do zamachów bombowych, niszczenia torów, dewastowania budynków i rozlewania wina. W tym roku upały znów zapanowały na południu Francji i na efekty nie trzeba było długo czekać. W lipcu grupa „winnych terrorystów” – jak nazywa ich francuska prasa – obrzuciła kamieniami siedzibę Partii Socjalistycznej w Carcassonne w Langwedocji. Członkowie Regionalnego Komitetu Akcji Winnej (francuski skrót CRAV) powybijali szyby, wyrwali drzwi i czarnym sprayem napisali na fasadzie nazwę swojej organizacji, z błędem. W oświadczeniu zażądali dymisji ministra rolnictwa, a prezydentowi François Hollande’owi przypomnieli, do czego mogą we Francji prowadzić problemy z winem. Hollande i tak traktowany jest przez CRAV ulgowo. Gdy w 2007 r. do Pałacu Elizejskiego wprowadzał się Nicolas Sarkozy, organizacja przygotowała nagranie powitalne w stylu Al-Kaidy (amatorska scenografia, zamaskowani mężczyźni czytający z kartki) i zagroziła w nim, że jeśli nowy prezydent nie pomoże winiarzom z Langwedocji, „na ulicach poleje się krew”.
Winiarze z tego regionu od dawna mają problem z alkoholem. Już pod koniec lat 70. okazało się, że złe wino z Francji to nadal złe wino i podczas gdy ich koledzy z regionu Bordeaux bogacili się na potęgę, eksportując kolejne doskonałe roczniki do USA i Wielkiej Brytanii, winiarze z południa kraju robili coraz więcej coraz gorszego trunku, którego nikt nie chciał kupować. Paryż raz na kilka lat musiał pacyfikować Carcassonne za pomocą pałek policyjnych i subsydiów.