Bawarska Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU) grozi Angeli Merkel zerwaniem koalicji, jeśli niemiecki rząd nie wprowadzi opłat za autostrady. Obowiązywałyby wszystkich kierowców, ale Niemcy otrzymywaliby zwrot kosztów, co oznacza, że myto ostatecznie płaciliby wyłącznie obcokrajowcy. Nawet mimo kryzysu wiele krajów w Europie wciąż nie każe płacić za autostrady, za darmo można sunąć najlepszymi drogami Belgii, Wielkiej Brytanii, Holandii, Finlandii i republik bałtyckich. Tam gdzie płacić trzeba, obowiązują albo abonamenty czasowe, jak np. w Austrii (80,6 euro rocznie), albo – jak w Polsce – na kierowców czekają przydrożne bramki. Ceny przebytych kilometrów są różne i miewają niewiele wspólnego z kondycją narodowych gospodarek. Bo o ile przejazd płatnym fragmentem polskiej autostrady A2 kosztuje niecałe 5 eurocentów za km, to podróż hiszpańską A2 łączącą Barcelonę z Saragossą kosztuje ok. 9 centów. Tymczasem ledwie 2 centy płacą kierowcy podróżujący A2 grecką, która biegnie od Morza Śródziemnego do granicy z Turcją.
Kanclerz Merkel nie komentuje propozycji koalicjanta, ale szanse na wprowadzenie myta w Niemczech są niewielkie. Obciążenie wyłącznie cudzoziemskich kierowców byłoby niezgodne z unijnymi przepisami. Niewykluczone także, że koszty stworzenia systemu kontroli przewyższyłyby wpływy z opłat.