Niewiele wskazuje na to, by karny ograniczony atak amerykański na wybrane cele odniósł zakładany skutek, czyli zmuszenie ekipy prezydenta Baszara Asada do rozmów pokojowych z jego przeciwnikami. Równie (nie)skuteczne mogą okazać się modły w intencji pokoju pod przewodem papieża Franciszka. A my co?
Minister Radosław Sikorski w rozmowie z sekretarzem stanu Johnem Kerrym, 29 sierpnia, potępił użycie sarinu na przedmieściach Damaszku, poparł starania ONZ o wyjaśnienie tego nielegalnego ataku na ludność cywilną, w tym dzieci, wyraził niepokój, czy karny atak USA i ich sojuszników nie doprowadzi „do jeszcze większej eskalacji konfliktu’’ o nieprzewidywalnych skutkach dla regionu. Stanowisko ministra Sikorskiego jest spójne ze słowami premiera: Asada potępiamy, na wojnę nie pójdziemy.
Byłoby jednak lepiej, gdyby premier (i minister) zaoferowali społeczeństwu Syrii wsparcie w formie pomocy humanitarnej – ze strony rządu i naszych organizacji pomocowych. Rząd Tuska mógłby też zgłosić jakąś inicjatywę na forum ONZ czy innych organizacji w sprawie eliminacji arsenałów broni chemicznej. Proponuje to w interpelacji do premiera poseł SLD Tadeusz Iwiński. W podobnym duchu wypowiada się o Syrii prof. Adam Daniel Rotfeld, dodając, że marzy o wypracowaniu wspólnego stanowiska Unii. Czyż to nie jest zadanie dla prezydenta, premiera, szefa dyplomacji? Izolacjonizm jest kiepską polityką. Dziś Polska nie chce się angażować w Syrii militarnie, ale powinna politycznie i humanitarnie.