Ekonomiści wskazują, że po USA i Europie to Indie padną kolejną ofiarą kryzysu. W największej demokracji świata wyhamowuje wzrost gospodarczy, w tym roku nie przekroczy 5 proc., a w następnych latach może spaść nawet do 3,5 proc. W sierpniu i na początku września rupia osłabła do poziomu niewidzianego od dwóch dekad. Przyczynili się do tego m.in. sami obywatele kupujący ogromne ilości złota uważanego za świetną inwestycję w niepewnych czasach, świętość i obowiązkowy element posagu panien wydawanych za mąż. Wcześniej kurs rupii wywindowali zagraniczni inwestorzy, którzy spodziewali się szybkich zysków, jednak teraz, wraz z gorszymi perspektywami, wycofują pieniądze. Także indyjski rząd nie zrobił wiele, by zreformować kraj, który wciąż boryka się z przestarzałą infrastrukturą i przegrywa walkę o wyciągnięcie 400 mln osób z potwornej biedy. Słaba rupia oznacza, że drożeją towary sprowadzane z zagranicy, podniesiono także ceny paliw. I aż pięciokrotnie podrożała cebula, podstawa indyjskiej kuchni. A w Indiach zwykło się uważać, że właśnie wysoka cena cebuli wskazuje, że w kraju naprawdę źle się dzieje.