Nokia była dla Finów niczym członek rodziny, była istotną częścią narodowej identyfikacji i dumy (że jest się światowym liderem w wymagającej produkcji telefonów komórkowych). W czasach największej świetności generowała 25 proc. fińskiego eksportu i wytwarzała 4 proc. PKB. Teraz to niecały procent, a w produkcji smartfonów Nokia nie mieści się nawet w pierwszej światowej piątce. Ciągle jeszcze co drugi Fin z powodów sentymentalnych ma w kieszeni komórkę Nokii, ale młodzież już nie. W zeszłym roku zamknięto w Salo ostatnią istniejącą tam fabrykę telefonów, przebąkiwano też, że przejęciem firmy zainteresowany jest Microsoft. Jeden dinozaur chciałby kupić drugiego – komentowano. Ale dopiero nieoczekiwana wiadomość, że rzeczywiście fińska marka telefonów wkrótce zacznie znikać, a 32 tys. pracowników, łącznie z szefem Stephenem Elopem, przejmują Amerykanie od Okienek, dopełniła ogólnonarodową gorycz przegranej.
W kryzysie, też za sprawą Internetu, znalazła się inna tradycyjna fińska branża, przemysł papierniczy. Pozostały windy Kone oraz najnowszy fiński podarunek dla świata: aplikacja Angry Birds oraz pokrewne, które święcą triumf. Ale teraz Finowie sami są jak Wściekłe Ptaki, choć pocieszają się, że nie raz wychodzili z gorszych tarapatów, przywołując narodową cechę sisu, połączenie odwagi i uporu.