Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Panna z kaprysami

Ukraina - między Rosją a Unią

Janukowycz bardziej niż o Unii myśli o kolejnych wyborach prezydenckich. Janukowycz bardziej niż o Unii myśli o kolejnych wyborach prezydenckich. Markiv Mikhail/ITAR-TASS / Forum
Ukraina stoi przed fundamentalnym wyborem – Unia wabi, Rosja straszy. A Ukraińcy twardo się targują.
To, co spotka Julię Tymoszenko, pokaże, jakimi kategoriami myśli Janukowycz i jego ludzie.Flickr CC by SA To, co spotka Julię Tymoszenko, pokaże, jakimi kategoriami myśli Janukowycz i jego ludzie.

Na listopadowym szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie Ukraina ma podpisać z UE umowę stowarzyszeniową i umowę o pogłębionej strefie wolnego handlu. Jeśli tak się stanie, oznaczałoby to dla Kijowa koniec tzw. polityki wielowektorowości, sztuki lawirowania między Wschodem i Zachodem, którą ukraińscy politycy przez ostatnie dwie dekady doprowadzili do perfekcji.

Od miesięcy trwają zabiegi Brukseli i Moskwy, aby przekonać Kijów do właściwego wyboru. O ile przedstawiciele Unii kreślą pozytywne scenariusze współpracy i zachwalają spodziewane korzyści, o tyle Rosjanie najczęściej ostrzegają, że Ukraińcy nie mogą jednocześnie siedzieć na dwóch stołkach. Siergiej Głazjew, doradca Putina, wylicza zyski z przystąpienia do wymyślonej przez Rosjan Unii Celnej (11–12 mld dol. rocznie) i zapowiada straty, jakie poniesie Ukraina w przypadku stowarzyszenia z Brukselą. Głazjew wyklucza też, by powiązany z UE Kijów mógł mieć status obserwatora w międzynarodowych instytucjach powoływanych przez Moskwę, i w ogóle twierdzi, że Ukraina przestanie być dla Rosji poważnym partnerem politycznym i handlowym. Wtóruje mu politolog Siergiej Żylcow, który na łamach rosyjskiej „Niezawisimoj Gaziety” alarmował, że „Bruksela będzie kreować ukraińską politykę zagraniczną i wpłynie negatywnie na stosunki rosyjsko-ukraińskie, które już dawno utraciły charakter partnerstwa strategicznego”.

Rosyjska dyplomacja słynie z nastawienia na skuteczność, ale swoją rolę odgrywają też emocje i poczucie, że bracia Ukraińcy po prostu zdradzają Rosję. Stąd Kreml nie tyle próbuje przekonać sąsiadów, ile chce ich po prostu przywołać do porządku i wysyła kolejne ostrzeżenia. W sierpniu Moskwa zablokowała na chwilę cały import z Ukrainy, a na początku października znów zapowiedziała, że przyjrzy się ukraińskiej żywności przeznaczonej na rosyjski rynek. Ofiarą integracji z Brukselą paść miałyby także przemysł lotniczy, kosmiczny i stoczniowy – bez zamówień z Rosji po prostu staną, bo produkowane przez nie wyroby raczej nie miałyby wzięcia na zachodnich rynkach. Skończyłyby się też przywileje handlowe, jakie czerpie Ukraina z obecności we Wspólnocie Niepodległych Państw.

Rosja próbuje zapobiec zwrotowi Ukrainy ku Zachodowi, niełatwo jednak określić, w jakiej mierze idzie tu o sentymenty, a w jakiej o pragmatyzm. Rosjanie mają poczucie, że Ukraina to kolebka russkogo mira, ale trudno żyć tylko przeszłością. W ostatniej dekadzie XX w. uważano Ukrainę za państwo o strategicznym znaczeniu dla porządku międzynarodowego – tezę taką stawiał choćby Zbigniew Brzeziński. Ale czasy się zmieniły i dziś to państwo istotne raczej w Europie Środkowej i Wschodniej – skąd bierze się naturalne zaangażowanie Polski w sprawy Ukrainy. Nawet rola Floty Czarnomorskiej jest coraz bardziej symboliczna, a Rosjanie spokojnie mogliby ją przenieść w inne miejsce. Wciąż jednak przejawiają skłonność do myślenia starymi, XX-wiecznymi kategoriami, a posiadanie własnej strefy wpływów jest im wyraźnie potrzebne dla lepszego samopoczucia.

Janukowycz i oligarchowie z jego otoczenia zdają sobie jednak sprawę, że integracja w ramach projektów konstruowanych na Kremlu – choć na pierwszy rzut oka wydaje się łatwiejsza i bardziej korzystna – skończyć się może pełną (polityczną i gospodarczą) wasalizacją Ukrainy. Rosja niby obiecuje tańszy gaz w ramach Unii Celnej, ale mało kto w Kijowie bierze te zapewnienia za dobrą monetę. Ceny miały być obniżone już po zawarciu w 2010 r. tzw. umów charkowskich i teraz Janukowycz czuje się po prostu oszukany przez Putina. Poza tym wchłonięcie Ukrainy przez wielki eurazjatycki twór nie jest na rękę ukraińskiemu biznesowi, tamtejsi oligarchowie wiedzą, że nie mieliby szans w konkurencji z rosyjskimi potentatami. Tymczasem współpraca z UE, choć początkowo bardziej kosztowna (dostosowanie się do unijnych norm oznacza niemały wysiłek), powinna się bardziej opłacać na dłuższą metę. Oligarchowie znad Dniepru liczą na otwarcie europejskich rynków, oczekują także pewnej stabilności w kraju, chcieliby przejrzystych reguł gry w biznesie.

Choć Ukraińcy liczą na pomoc Brukseli w przypadku kłopotów z Rosją, to wcale nie są potulni w wypełnianiu unijnych zaleceń. Na początku października komisarz ds. handlu Karel de Gucht przywiózł do Kijowa długą listę spraw nadal czekających na pilne załatwienie, w tym kwestii dotyczących eksportu na Ukrainę samochodów, węgla i koksu czy poprawy klimatu dla inwestycji. Przy okazji de Gucht stwierdził, że warunki dla biznesu na Ukrainie w ciągu ostatniego roku się pogorszyły. Sęk bowiem w tym, że Janukowycz i jego ludzie – choć konsekwentnie zapewniają o woli marszu na Zachód – co jakiś czas wspominają, że przecież mogliby uczestniczyć w jakichś elementach forsowanej przez Rosję Unii Celnej. Robią to także na użytek wewnętrzny, bo elektorat Partii Regionów, z której Janukowycz się wywodzi, wcale nie jest euroentuzjastyczny. W pewnym sensie można porównać politykę obozu prezydenckiego do tej, którą prowadzili polscy postkomuniści – zbliżając kraj do NATO i Unii Europejskiej, też musieli do tego przekonać własne zaplecze.

Ukraińcy są jednak przeświadczeni o swej wyjątkowości i ich dyplomaci licytują więcej, niż mają w kartach, starają się sprawiać wrażenie, że to Unia Europejska winna zabiegać o ukraińskie względy – a nie na odwrót. To przekonanie ma swoje źródła w okresie tuż po upadku Związku Radzieckiego, gdy na Ukrainie pozostała broń atomowa i światowe mocarstwa, z USA na czele, starały się przekonać Kijów do rezygnacji z tego arsenału. Amerykanie zapewniali wtedy Ukraińców, jak ważni są w świecie, i przekonanie to pozostało nad Dnieprem do dziś.

Nic dziwnego, że premier Mykoła Azarow stwierdził niedawno, że „strefa wolnego handlu to droga dwukierunkowa”, dlatego Ukraina powinna wypełniać warunki stawiane przez Unię Europejską, ale dla równowagi Bruksela powinna – jak to ujął – „likwidować dyskomfort ukraińskiego handlu zagranicznego”. Widać tu fundamentalną różnicę: inni niedawni kandydaci uważali, że przed wejściem do klubu należy się po prostu dostosować do unijnych norm. Ukraińcy woleliby się wcześniej potargować.

W tym przekonaniu utwierdzają ich także Polacy. Przedstawiciel Unii Europejskiej w Kijowie Jan Tombiński i pełniący z ramienia Parlamentu Europejskiego misję na Ukrainie Aleksander Kwaśniewski nie ustają w zapewnieniach, jak bardzo Europie na Ukrainie zależy i jak bardzo Unia pragnie podpisania umowy stowarzyszeniowej. Głosy takie nad Dnieprem odbierane są jednak nie tyle jako mobilizujące, co rozleniwiają i usypiają.

Tak naprawdę dopiero rozpoczęta we wrześniu sesja Rady Najwyższej przyniosła jakiś przełom, bo dość energicznie przyjęto część „euroustaw”, których domagała się Unia. Jest już jednak prawie pewne, że Ukraińcy do wileńskiego szczytu nie zdążą np. zreformować wymiaru sprawiedliwości w stopniu, który usatysfakcjonuje urzędników w Brukseli.

Kijów nie spieszy się też z rozwiązaniem problemu trzymanej w więzieniu liderki opozycji Julii Tymoszenko. A dla części zachodnich polityków jej uwolnienie czy chociażby wysłanie na leczenie to warunek powodzenia szczytu w Wilnie. Podobno los Tymoszenko ma się rozstrzygnąć przed 21 października, czyli przed spotkaniem ministrów spraw zagranicznych Unii, do kiedy Aleksander Kwaśniewski i Pat Cox, też wysłannik Parlamentu Europejskiego, mają przedstawić raport w sprawie byłej pani premier. Sytuację Tymoszenko uznano za sprawdzian rzeczywistych intencji władz.

To, co spotka Julię Tymoszenko, pokaże też, jakimi kategoriami myśli Janukowycz i jego ludzie. Wśród obserwatorów życia politycznego nad Dnieprem nie brak takich, którzy twierdzą, że jedynym realnym celem Janukowycza jest kolejne zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2015 r. i po to właśnie odgrywany jest ten cały romans z Unią Europejską. Sondaże pokazują, że zwolenników integracji z Europą jest na Ukrainie około 40 proc., a łączyć się z Rosją wolałoby około 30 proc. obywateli. Janukowycz chciałby pozyskać euroentuzjastów i przekonać sporą liczbę niezdecydowanych wyborców – a mogą oni okazać się kluczem do zwycięstwa. Prezydent prowadzi w sondażach, ale w przypadku drugiej tury przegrywa z każdym z liderów obecnej opozycji.

O tym, że Janukowycz bardziej niż o Unii myśli o kolejnych wyborach, świadczy wzmocnienie specjalnych oddziałów milicji i zwiększanie wydatków na służby specjalne. Także takimi instrumentami uprawia się politykę w Europie Wschodniej, zwłaszcza gdy część społeczeństwa ma problem z uznaniem wyników wyborów i wychodzi protestować na ulice. A upór, z jakim Janukowycz więzi Tymoszenko – jak i przygotowania do zapobieżenia jakiejś nowej kolorowej rewolucji – pokazuje także, że nie wyzwolił się z traumy pomarańczowej rewolucji sprzed kilku lat i wciąż ma skłonność do myślenia o polityce w kategoriach poradzieckich.

Autor jest redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”.

Polityka 41.2013 (2928) z dnia 08.10.2013; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Panna z kaprysami"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną