Czyli wszystko w porządku? Nie. Zaklajstrowano tylko pewne problemy, z którymi borykają się USA. Ameryka, która na całym świecie forsuje piękną inicjatywę polityczną - wspólnotę demokracji - nie daje dobrego przykładu innym. Jej własny ustrój charakteryzują dziś gorszące kłótnie, a nawet blokowanie funkcjonowania państwa z powodu partykularnych interesów partyjnych. Coraz częściej politycy sięgają po obstrukcję parlamentarną. Prawo wyborcze doprowadza do rażących dysproporcji w systemie przedstawicielskim. Dla przykładu: senator stanu Wyoming reprezentuje 282 tys. obywateli, a senator z Kalifornii - prawie 19 mln. Nieliczne głosy o potrzebie reformy konstytucyjnej zagłusza obowiązująca retoryka polityczna: Ameryka jest wyjątkowa i najwspanialsza na świecie.
Jak wiadomo, powodem obstrukcji jest niezgoda części Republikanów na reformę opieki zdrowotnej, wprowadzoną dla biedniejszych Amerykanów przez Baracka Obamę. Tzw. herbaciani z Tea Party, którzy Obamy nienawidzą, nie złożyli jeszcze broni. Uważają, że przegrali bitwę, a nie przegrali wojny i szykują się do nowych bitew.
Znany komentator Stephan Richter porównuje dzisiejszą sytuację w USA do okresu po zakończeniu wojny domowej w 1865 r. Zniesiono niewolnictwo, a nawet założono bank, który miał wyzwolonym niewolnikom dać pożyczki finansowe na zbudowanie samodzielnego życia. Przegrane Południe nie chciało się jednak z tym pogodzić i niewolnictwo w praktyce trwało przez dziesiątki lat. Podobnie jest dziś z Obamacare.
Republikanie nie chcą się pogodzić z tą reformą, odmawiają jej finansowania, odmawiają poprawy bytu gorzej sytuowanym. Richter - prawda, że mocno lewicujący - proponuje porównać listę gubernatorów stanowych, którzy odmawiają rozszerzenia opieki zdrowotnej dla biedniejszych (Medicaid) z listą stanów walczących o zachowanie niewolnictwa.