Wzywam wszystkich liderów Unii Europejskiej, ukraińskie społeczeństwo obywatelskie i opozycję, by bez względu na wszystko dążyć do podpisania naszej umowy. Nie można dopuścić, by kuluarowe zmowy i osobiste fobie Janukowycza ostatecznie zablokowały europejską drogę Ukrainy” – napisała Julia Tymoszenko w liście otwartym. To odważne słowa, bo „bez względu na wszystko” może oznaczać dalszy pobyt byłej premier w kolonii karnej w Charkowie.
Tymoszenko jest chora – ma poważne kłopoty z kręgosłupem. A ponieważ stan jej zdrowia to sprawa polityczna, leczeniem zajmują się lekarze z Niemiec. I to oni przekonują, że zdecydowaną poprawę przynieść może tylko specjalistyczna terapia w Berlinie. O ten właśnie wyjazd toczy się cała batalia w Kijowie. Prezydent Wiktor Janukowycz obawia się, że raz wypuszczona z kraju Tymoszenko już nie wróci za kratki. I za dwa lata, dzięki wizerunkowi męczennicy, wygra z nim wybory prezydenckie. Bruksela jednak jasno postawiła sprawę – bez wypuszczenia Tymoszenko na leczenie do Niemiec nie będzie umowy stowarzyszeniowej.
Tymoszenko ma w Charkowie do dyspozycji 37-metrową celę, wyposażoną w domowe sprzęty. Pomijając kraty w oknie, pomieszczenie bardziej przypomina kawalerkę niż więzienie. Według byłego adwokata Tymoszenko Siegija Własenko, to jednak za mało: – Niemieccy lekarze już kilka miesięcy temu mówili, że Julia potrzebuje natychmiastowej operacji, od tego czasu stan jej zdrowia nie uległ poprawie.
W ubiegłym tygodniu negocjacje w sprawie jej zwolnienia na leczenie do Niemiec nie przyniosły jednak rezultatu. Żmudne rozmowy przedstawicieli Parlamentu Europejskiego, Aleksandra Kwaśniewskiego i Pata Coxa będą prowadzone z Ukraińcami do ostatnich chwil przed unijnym szczytem w Wilnie, który rozpoczyna się 28 listopada.