Ukraina nie podpisze umowy stowarzyszeniowej, jak tego naiwnie oczekiwano. Prezydentowi Janukowyczowi od dawna – co było widać jak na dłoni – nie zależało na sfinalizowaniu prowadzonych w znoju i trudzie rokowań. To w jego ręku była decyzja i prezydent skorzystał z władzy, jaką sobie przyznaje. Julia Tymoszenko jest tylko jedną kartą w tej grze. Dziś zresztą Janukowycz mówi, że gotów wypuścić na wolność byłą premier za kwotę 20 miliardów dolarów, czyli rekompensatę strat, jakie poniosła Ukraina z powodu nietrafnych decyzji gazowych.
Przede wszystkim idzie o gospodarkę, znajdującą się w fatalnym stanie, co prezydent i premier Azarow otwarcie przyznają. Rzecz nie w represjach Rosji, Ukraina nie żyje z eksportu czekolady pana Poroszenki, który ma kłopoty na rosyjskim rynku. Głównym powodem jest brak reform strukturalnych, jakich ukraińskie władze nie miały zamiaru przeprowadzić i nie przeprowadziły. Pieniędzmi jakie dostają, z prawa i lewa, łatają jedynie dziury. Przejrzysta gospodarka godziłaby w ich interesy, nie jest im więc potrzebna. Ukraina korzystała z unijnych funduszy, pewnie powędrowały do prywatnych kieszeni, zamiast wspierać przemiany. Tymczasem Janukowycz narzeka, że dostał z Brukseli za mało, że to upokarzająca jałmużna. Bo Moskwa daje więcej.
Jedyne, co interesuje Kijów to ruch bezwizowy z Unią. Możliwości wyjazdów do pracy, głównie nielegalnej, na zachodzie. Obywatelom natomiast Unia wciąż się kojarzy z łatwym zarobkiem, zwłaszcza tym, którzy nigdy tam nie byli i wciąż myślą, że euro spada z nieba. Protesty na kijowskim Majdanie nic dziś nie zmienią, zresztą coraz mniej tam ludzi. To raczej zabawa młodych niż poważny protest.
W kwestii Ukrainy Partnerstwo Wschodnie poniosło klęskę całkowitą.