Świat

Partnerstwo mołdawskie

Mołdawia - główny sukces Partnerstwa Wschodniego

Mołdawianie celebrują historyczną odrębność, ale wielu chciałoby połączenia kraju z Rumunią. Na zdjęciu warta przy pomniku Stefana Wielkiego, hospodara Mołdawii. Mołdawianie celebrują historyczną odrębność, ale wielu chciałoby połączenia kraju z Rumunią. Na zdjęciu warta przy pomniku Stefana Wielkiego, hospodara Mołdawii. Tomasz Grzyb/Demotix / Corbis
Partnerstwo zapowiadało się pięknie. Wymyśliły je Polska oraz Szwecja w 2008 r. dla sześciu państw wschodniej Europy: Ukrainy, Białorusi, Armenii, Azerbejdżanu, Gruzji i Mołdawii.
Kraje objęte programem Partnerstwo Wschodnie (zaznaczone na pomarańczowo): Białoruś, Ukraina, Mołdawia, Gruzja, Armenia i Azerbejdżan.Kolja 21/Wikipedia Kraje objęte programem Partnerstwo Wschodnie (zaznaczone na pomarańczowo): Białoruś, Ukraina, Mołdawia, Gruzja, Armenia i Azerbejdżan.

Głośno zainaugurowane rok później w Pradze, zostało zaakceptowane przez Brukselę i stało się unijnym programem, integralną częścią Europejskiej Polityki Sąsiedztwa.

Szwecja miała już ugruntowaną pozycję w Unii, Warszawa kipiała entuzjazmem, chciała się dzielić doświadczeniami z własnego procesu transformacji. Partnerstwo Wschodnie stało się okrętem flagowym polskiej polityki. Hasła były szczytne: współpraca, demokracja, rozwój społeczeństwa obywatelskiego, wolny rynek i liberalna gospodarka. Czyli wartości dla Brukseli najważniejsze. Istniało także przekonanie, że zbliżenie z Unią państw zainfekowanych Partnerstwem osłabi imperialne zakusy Rosji. Wymusi największą geopolityczną zmianę od czasów rozpadu Związku Radzieckiego.

Z biegiem czasu lista chętnych do Partnerstwa topniała. Azerbejdżan i Armenia od początku demokrację pojmowały po swojemu, można rzec – po azjatycku. Niedawno prezydent Armenii Serż Sarkisjan ogłosił, że wybrał integrację z Rosją, Białorusią i Kazachstanem. Potem była Białoruś, która o demokracji w rozumieniu brukselskim nie zamierzała słuchać. Nie skusiły Mińska ani pieniądze, ani perspektywy, jakie roztaczał minister Radosław Sikorski. Z kolei na Gruzję patrzono trochę przez palce, zapewne w związku z konfliktem z Rosją. Należało ją wspierać, inaczej nie przetrwałaby. 29 listopada Gruzja parafowała w Wilnie umowę stowarzyszeniową. Ale od parafowania do podpisania droga wciąż daleka. Zwłaszcza że gruzińska demokracja nie jest najwyższej próby.

Prawdziwą klęską Partnerstwa okazała się jednak Ukraina. Mimo że parafowała umowę stowarzyszeniową, na parę dni przed finałem zawiesiła starania o jej podpisanie. Prezydent Wiktor Janukowycz niespodziewanie oskarżył Brukselę, że unijna oferta pomocy finansowej to upokarzająca jałmużna. Nie rekompensuje strat, jakie grożą gospodarce z powodu rosyjskiego embarga. Unia zbyt wiele wymaga. Moskwa, sugeruje prezydent, mniej wymaga, a daje więcej. Z tej perspektywy stowarzyszenie z Unią nie byłoby cywilizacyjnym awansem, lecz zagrożeniem dla obecnej ukraińskiej władzy i oligarchicznych interesów. Na tym tle prymusem Partnerstwa niespodziewanie stała się Mołdawia.

Start negocjacji

Kiszyniów rozpoczął negocjacje z Unią w 2011 r., gdy Ukraina była już zaawansowana w przygotowaniach umowy stowarzyszeniowej. Zamknął je w ciągu niespełna dwóch lat. Wielu analityków ma jednak obawy, czy to nie przedwczesny zachwyt, wymuszony klęską na ukraińskim froncie. Kamil Całus, specjalista Ośrodka Studiów Wschodnich, przekonuje, że pozycja lidera integracji europejskiej to raczej efekt bardzo dobrego PR w Brukseli. Unia przyjmowała wiele decyzji mołdawskiego parlamentu i rządzących z tym większą wyrozumiałością, im bardziej słabły nadzieje związane z Ukrainą. Nie reagowano choćby, gdy tamtejszy rząd manipulował przy prawie wyborczym.

Mołdawski analityk Igor Botan, dyrektor Association for Participatory Democracy w Kiszyniowie, twierdzi, że Mołdawia miała być modelowym przykładem, który można byłoby pokazywać na Białorusi, Ukrainie, Kaukazie Południowym.

Model to akurat średnio atrakcyjny, bo Mołdawia była najbiedniejszym krajem Partnerstwa, a i dziś średnia płaca wynosi tu zaledwie 200 euro. W Europie kraj był znany z eksportu prostytutek, handlu narkotykami i żywym towarem. Mołdawia nie ma bogactw naturalnych, jest uzależniona od rosyjskiego Gazpromu, a coraz droższy gaz dociera tutaj kontrolowanym przez Rosjan gazociągiem, biegnącym przez separatystyczną enklawę – Naddniestrze. Uścisk Moskwy może być więc śmiertelny.

Mołdawia sprzedaje głównie warzywa, owoce i wino. Gdy Rosja chciała pokazać swoje niezadowolenie z coraz większej zażyłości Kiszyniowa i Brukseli, wstrzymała import mołdawskich napojów. Cios był bolesny.

Rosja jest też dla Mołdawii ważnym rynkiem pracy. Według statystyk, pracuje tam blisko pół miliona Mołdawian, a pieniądze, jakie wysyłają do domu, stanowią aż 15 proc. PKB. W związku z euro­pejskimi aspiracjami Kiszyniowa Rosja zagroziła deportacjami Mołdawian. Jak mówi Lia Chetrari, dziennikarka z ICS Media w Kiszyniowie, wiele osób już wróciło do kraju, obawiając się, że zostaną wydalone.

Do 2009 r. Mołdawią rządzili komuniści, sceptyczni wobec integracji. Lider partii komunistycznej Wladimir Woronin nazwał nawet ideę Partnerstwa Wschodniego kolejną Wspólnotą Niepodległych Państw, tyle że kontrolowaną przez Brukselę. Cztery lata temu wybory wygrał jednak Sojusz na rzecz Integracji Europejskiej. Ale obecny rząd jest chwiejny i może nie doczekać do przyszłorocznych wyborów. Możliwy jest powrót do władzy komunistów, którzy bardziej sprzyjają zawarciu Unii Celnej z Rosją niż integracji z Unią Europejską. Opinia publiczna jest zresztą podobnego zdania, co stanowi gorzki paradoks. W Kiszyniowie często podkreślano, że bez jasnej perspektywy członkostwa może zabraknąć chęci do reform i wyrzeczeń.

W styczniu 2011 r. Komisja Europejska zarekomendowała zniesienie wiz dla obywateli Mołdawii na pobyt do 90 dni. Z raportu Komisji wynikało, że Kiszyniów poradził sobie z systemem paszportów biometrycznych, przeprowadził reformę MSW i poprawił ochronę na granicy, również tej z Naddniestrzem. Premier Iurie Leanca liczy, że UE szybko ratyfikuje porozumienie o ruchu bezwizowym, co da mu przekonujący argument w przyszłej rozgrywce wyborczej. Inaczej do władzy powrócą komuniści. Powrót komunistów to swoisty instrument nacisku na Brukselę. Ale ratyfikacja może trwać nawet dwa lata.

Dziś około 500 tys. ­obywateli Mołdawii pracuje w krajach Wspólnoty, głównie we Włoszech i Francji, często nielegalnie. Stara Unia obawia się zwłaszcza migracji Romów, bo problem romski wyraźnie nabrzmiewa. Dlatego nie jest pewne, czy liberalizacja wizowa szybko stanie się ciałem.

Część obywateli i tak podróżuje już z unijnym paszportem, według danych mołdawskiego MSW ok. 400 tys. ma obywatelstwo rumuńskie (lub rzadziej bułgarskie). To również efekt powracającego po czasach sowieckich poczucia historycznej i językowej wspólnoty z Rumunią. Zresztą po obu stronach granicy: wedle ostatnich sondaży, 60 proc. Rumunów uważa, że powinno dojść do połączenia obu krajów. W Mołdawii ta idea jest mniej popularna, ale też żywa.

Dużo do zrobienia

Władze zapewne mają świadomość, jak wiele jeszcze trzeba zrobić. Reformy systemowe nie są dokończone, w kraju kwitnie korupcja, sięgająca także wymiaru sprawiedliwości, prokuratury, sądownictwa. Media nie są wolne i niezależne, finansowanie partii politycznych nadal nieprzejrzyste. Inwestorzy zagraniczni narzekają na problemy z urzędnikami skarbowymi i celnymi. Wciąż zdarzają się przypadki przejmowania firm na podstawie dziwnych decyzji sądowych, co odstrasza inwestorów.

Kuriozalna jest też sprawa Naddniestrza. To samozwańcze państewko, nieuznawane przez społeczność międzynarodową (oprócz Abchazji i Osetii Południowej), formalnie należy do Mołdawii, choć ogłosiło secesję w 1990 r. przy wsparciu Rosji. I że wciąż trwa, to także zasługa Moskwy, która wspiera tamtejsze władze darmowym gazem, ale też żywym pieniądzem. Oraz politycznie: Moskwa w Naddniestrzu ma kontrolę nad KGB, resortami obronnymi i ministerstwem informacji.

Naddniestrze krytycznie odnosi się do stowarzyszenia z Unią i podziela tu interesy Moskwy. Nie włączyło się w proces negocjacji umowy o wolnym handlu z Unią, argumentując, że to rozwiązanie niekorzystne. Dziś Naddniestrze, choć nieuznawane, wysyła na rynki Unii prawie połowę swego eksportu. Również Polska zaopatruje się tam w wyroby hutnicze. Dzieje się tak, bo firmy naddniestrzańskie korzystają z preferencji handlowych, jakie Unia przyznała Mołdawii w 2007 r. Oprócz tego przez Naddniestrze płynął i płynie wartki przemyt papierosów, ludzi, można się tu zaopatrzyć we wszelką broń i rosyjski sprzęt wojskowy.

Co będzie, gdy Kiszyniów podpisze umowę stowarzyszeniową? Unia utrzymała dotychczasowe preferencje handlowe dla Naddniestrza, ale tylko do 2015 r. Gdy przestaną działać, enklawa zostanie odcięta od unijnych rynków. Unijne stawki celne wzrosną wówczas nawet o 17 proc. Naddniestrzańska gospodarka przeżyje szok. A przy okazji kroi się nowy konflikt między Brukselą i Moskwą. Tak czy inaczej, kwestia Naddniestrza utrudni wejście Mołdawii do Unii.

Co dalej z Partnerstwem?

Bruksela nigdy nie obiecywała pełnego członkostwa państwom objętym Partnerstwem Wschodnim, nie ustalała dat. Pieniądze miały wspierać demokratyczne przemiany – i tyle. Budżet programu nie był zresztą wielki, w latach 2010–13 na finansowanie współpracy przyznano 600 mln euro. Do dyspozycji były też pieniądze Europejskiego Banku Inwestycyjnego – 3,7 mld euro. Oczekiwania w regionie były większe. Ale to nie wyłącznie pieniądze decydują o sukcesie. Ważna jest intencja, wola i determinacja. Tymczasem w Brukseli i Warszawie trochę naiwnie sądzono, że recepta na demokratyczne przemiany jest wszędzie jednakowa. Taka, jaką zastosowały u siebie kraje nowej Unii. I że unijna flaga będzie dla wszystkich równie atrakcyjna.

Zadziwiająco źle też skalkulowano czynnik podstawowy: że objęte Partnerstwem kraje to obszar strategiczny także dla Rosji, która dobrowolnie nie rezygnuje ze swych wpływów i tradycyjnych powiązań gospodarczych. A nawet im jest słabsza, tym brutalniej broni swego. Szczególnie że kraje Partnerstwa są zależne od rosyjskich surowców, zwłaszcza energetycznych. I od rosyjskiego rynku otwartego na ich produkty, także od rynku pracy. Trudno przeskoczyć te realia.

Dlatego fakt, że to Mołdawię przedstawia się dziś jako przykład sukcesu Partnerstwa, mówi więcej o tym projekcie niż dziesiątki krytycznych analiz.

Polityka 49.2013 (2936) z dnia 03.12.2013; Świat; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Partnerstwo mołdawskie"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną