Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Trzeba było większej finezji

Ukraina na krawędzi katastrofy

Na Majdanie w Kijowie rozgrywa się dziś partia historyczna o miejsce Ukrainy w Europie.

Pod brutalnym naciskiem Rosji prezydent Wiktor Janukowycz wycofał się z podpisania Układu Stowarzyszeniowego z Unią Europejską, a rzesze oburzonych tym Ukraińców chcą go obalić. Jeśli dojdzie do aktów przemocy na większą skalę - wydarzenia mogą się wymknąć spod kontroli. Trzymajmy kciuki za scenariusz pokojowy.

Ale nawet przyszłość według pokojowego scenariusza rysuje się ciemno. Ukraina jest jednym z najbiedniejszych krajów europejskich, a dziś stoi na skraju bankructwa - z groźbą zawieszenia wypłat pensji w sektorze publicznym. Rezerwy walutowe zeszły poniżej minimalnego progu. Choć wszyscy oburzają się na Janukowycza, trzeba też mu współczuć. Przyparty do muru - nie miał wielkiego pola manewru i przyjął rosyjskie obietnice kredytów. Zwłaszcza że Rosja - w przeciwieństwie do Unii Europejskiej - nie stawia przed nim żadnych wymagań: ani nie chce demokratyzacji, ani rządów prawa, ani unowocześnienia gospodarki.

Dla przewidywania przyszłości dobrze jest porównać sytuację Ukrainy ze znanymi sobie wydarzeniami z naszego procesu stowarzyszenia z Unią. Umowę podpisaliśmy już w 1991 r. po półtorarocznych negocjacjach. Polska też musiała przestawić swoją gospodarkę ze związków ze Wschodem, z tak zwanymi demoludami, na handel z Zachodem, co wiele firm postawiło w bardzo trudnej sytuacji. Podobna była zależność sektora energetycznego od surowców rosyjskich. Polska jednak miała Balcerowicza i przebudowa całej gospodarki ruszyła - nie bez wyrzeczeń, jednak szybko. Marsz „do Europy” był projektem ogólnonarodowym, popieranym przez wszystkie siły polityczne. Rosja nie miała sił protestować. Za Jelcyna sama miała takie trudności, że Polski nie miała jak upilnować.

I mamy wszystkie różnice jak na dłoni.

Reklama