Prezydent Wiktor Janukowycz może sobie pogratulować siły sprawczej - to dzięki pacyfikacji demonstrantów ma na głowie kłopot. Demonstranci zażądali dymisji rządu, a ten przyznaje, że nie kontroluje sytuacji. Jednak we wtorek parlament nie odwołał rządu. Zabrakło 40 głosów.
Spodziewano się tej dymisji, jako kolejnej ofiary błędnej decyzji w sprawie umowy stowarzyszeniowej, jakiej Ukraina nie podpisała w Wilnie. Na razie Partia Regionów ma większość w parlamencie i opowieści, że ją traci są przedwczesne. Na razie do dymisji podał się już szef prezydenckiej administracji i szef milicji w Kijowie.
Euromajdan wciąż protestuje. Prezydent Janukowycz z pewnością się tego nie spodziewał, nie sądził, że Ukraińcy wykażą tyle determinacji. Proeuropejskiej, ale również antyrządowej.
Sprawa Ukrainy stała się znowu tematem europejskim. Angela Merkel, Jose Barroso, a nawet prezydent Francji Holland wiedzą, że w Kijowie dzieją się ważne rzeczy. Że takiego poparcia dla Europy próżno szukać dziś w Europie. I że nie można tego nie zauważyć.
Pytanie, na ile Ukraińcy wiedzą że Europa to nie tylko deszcz pieniędzy, że to także wyrzeczenia, polityka rolna, która nie wszystkich zadowoli. Że będzie trudno, że przyjdzie czas na zaciskanie pasa, krew i łzy. Czy ktoś im o tym powiedział, czy są gotowi na więcej, skoro nie akceptują podwyżki cen gazu dla indywidualnych odbiorców?
Ale to sprawdzian na później. Dziś Ukraina - uwikłana w ciężki wewnętrzny konflikt - musi znaleźć rozwiązanie. Witalij Kliczko szef ugrupowania UDAR wyrasta na nowego lidera opozycji. Jest wielki, ma silne pięści, ale czy to wystarczające kwalifikacje na polityka? Widać, że Kliczko gra także na siebie. Używa wiecowej demagogii, mówi, że Janukowycz pozbawił Ukrainę nadziei, wie, że to dziś chwytliwe hasło, że ludzie je kupią.