Ahmed Biłałow. Były wiceprzewodniczący Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. Pierwsza ofiara pokazowego gniewu prezydenta Władimira Putina z powodu niebotycznego rachunku za igrzyska. Biłałow miał dopilnować wznoszenia olimpijskich skoczni, jednak prace – przy których wzbogaciła się zresztą również jego firma – niemiłosiernie się ślimaczyły i podczas wizyty Putina rozgrzebana inwestycja kłuła w oczy. Na dodatek okazało się, że koszty budowy wzrosły niemal 8-krotnie, do 270 mln dol. Biłałowa pozbawiono stanowisk, mankiem w kasie zajęli się federalni śledczy, więc przezornie ulotnił się z ojczyzny. Jakiś czas później poinformował jeszcze, że podczas rutynowych badań w Niemczech odkryto w jego organizmie czterokrotnie przekroczone stężenie rtęci. Obecnie w dobrym zdrowiu rezyduje w Wielkiej Brytanii.
Bojkot. Wsparty przez prezydentów: USA Baracka Obamę, Niemiec Joachima Gaucka i Francji François Hollande’a. Dyżurny straszak, używany przez oburzonych tym, że igrzyska trafiły do kraju, który z demokracją i poszanowaniem praw człowieka jest na bakier. Inne preteksty to: uwięzienie aktywistów Greenpeace’u, rasistowskie ataki w Rosji (w tym na grających w tamtejszej lidze czarnoskórych piłkarzy), przyznanie azylu Edwardowi Snowdenowi (sabotującymi mieli być Amerykanie), a przede wszystkim uchwalone latem przez Dumę prawo dyskryminujące homoseksualistów. Mimo to olimpijska karawana prowadzona przez Putina jedzie dalej. Konsekwentnie oburzeni zapowiadają bojkot sponsorów Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Oraz rosyjskiej wódki.
Cuda. Budowlane, w związku z igrzyskami. Gdy wybrano Soczi na organizatora igrzysk, wszystkie olimpijskie budowle sportowe istniały tylko w skali mini, jako rekwizyty architektów i planistów, a miasto uchodziło za kurort letni.