Harold Macmillan, brytyjski premier, który po kryzysie sueskim (1956 r.) demontował resztki brytyjskiego imperium, twierdził, że jeśli polityk zabrnął w przedsięwzięcie, którego konsekwencji nie jest w stanie przewidzieć, powinien ogłosić zwycięstwo – nawet wbrew faktom – a następnie zarządzić ewakuację. Słowa godne Machiavellego, choć sam Macmillan nie radził sobie z ich wcieleniem w życie. Po porażce nad Kanałem Sueskim Imperium Brytyjskie kurczyło się już w nieładzie, a premier nawet nie starał się przekonywać, że to zwycięski odwrót.
Wygląda na to, że do zastosowania macmillanowskiej metody przymierza się teraz Barack Obama. W 2014 r. Ameryka wycofa ostatnie oddziały bojowe z Afganistanu i tym samym na Bliskim Wschodzie zakończy się waszyngtońskie ćwierćwiecze – czas, w którym największe mocarstwo świata próbowało zbrojnie podporządkować cały region swoim interesom i wizjom. Dziś fakty są takie, że Ameryka poniosła na Bliskim Wschodzie spektakularną klęskę. Mimo to podpisana pod koniec listopada umowa nuklearna z Iranem pozwoli Amerykanom – zgodnie z zaleceniami Macmillana – ogłosić zwycięstwo i się ewakuować, tym razem z całego regionu.
Nie będzie to pierwszy przypadek zastosowania tego chwytu przez Amerykę. Do dziś żywa jest legenda kryzysu kubańskiego z 1962 r., gdy dwa zimnowojenne mocarstwa – jak rewolwerowcy na Dzikim Zachodzie – stanęły naprzeciw siebie, gotowe do strzału, po tym jak Rosjanie zamontowali na Kubie wyrzutnie rakiet. W amerykańskiej wersji tej historii to Moskwa mrugnęła pierwsza i postanowiła wycofać rakiety z wyspy. W rzeczywistości to jednak Amerykanie sprowokowali całe zamieszanie, montując rakiety Jupiter w Turcji, czyli w pobliżu radzieckich granic.