Rosjanom żyje się dziś o niebo lepiej niż w czasach jelcynowskiego kryzysu, więc Władimir Putin z czystym sumieniem może dać społeczeństwu igrzyska. Nie popsuje ich brak śniegu, bo ten zawczasu skwapliwie zmagazynowano. Nie przyćmią ich niepowodzenia rosyjskich sportowców, bo takich oczekiwań w wielu konkurencjach po prostu nie ma. Nastroju nie zepsują też absencje zachodnich polityków podczas ceremonii otwarcia czy zamknięcia, bo kanclerz Angelę Merkel albo prezydenta François Hollande’a z powodzeniem zastąpią przywódcy z byłego ZSRR, Azji albo Afryki.
Spektakl mogą zakłócić jedynie kaukascy terroryści. Szczególnie Doku Umarow, przywódca bojowników, którzy chcą islamskiego państwa na Kaukazie – po sąsiedzku z Soczi. Ludzie Umarowa kontynuują zbrojny opór Czeczenów przeciw Rosji i dlatego odruchowo przypisano im także grudniowe zamachy w Wołgogradzie. Dowodzony przez Umarowa Emirat Kaukaski to nie jedyne, ale najgłośniejsze z radykalnych ugrupowań islamskich w Rosji i to z nim w pierwszej kolejności zamierza rozprawić się Putin, polowanie obiecał w noworocznym orędziu.
Prezydent świetnie czuje się w roli łowczego, zresztą podbił rosyjską politykę dzięki drugiej wojnie czeczeńskiej, którą sprowokowało kilka dużych zamachów. Stworzony przez niego system w dużym stopniu działa właśnie dzięki wrogom, tym prawdziwym i wymyślonym – ich zwycięstwo byłoby równie niebezpieczne dla systemu, jak ich całkowita porażka.
Ciemne twarze
W ciągu dwóch minionych dekad bogacąca się Rosja przyciągnęła kilkanaście milionów przybyszów, w tym czasie tylko Stany Zjednoczone przyjęły więcej imigrantów. Duże rosyjskie miasta stają się coraz bardziej ksenofobiczne, ich mieszkańcy otwarcie mówią, że nie potrafią się pogodzić z rosnącą liczbą osób o ciemnej karnacji na ulicach i w metrze.