To prawda, nie na Majdanie – rządzący zobowiązali się, że protestujących w tym miejscu atakować nie będą – lecz pod jednym z sądów w rejonie stolicy. Sąd wydał właśnie wyrok na rzekomych terrorystów, którzy – także rzekomo – zamierzali w 2011 r. zburzyć pomnik Lenina w podkijowskim Wasylkowie. Protestujący zatrzymali więźniarkę z podsądnymi, zablokowali drogę. Abstrahując od faktu, czy protest w tym miejscu był zgodny z prawem czy nie – reakcja Berkutu była wściekła.
Pobito do nieprzytomności jednego z opozycjonistów, lidera Majdanu Jurija Łucenkę. On niedawno opuścił więzienie, zresztą za sprawą misji Aleksandra Kwaśniewskiego i Pata Coxa, miał kłopoty zdrowotne, przebywał na leczeniu w Polsce. Bito bezbronnych ludzi, także parlamentarzystów i dziennikarzy. Sytuacja nie wymagała takiej brutalnej interwencji, to pewne, prokuratura w Kijowie wszczęła nawet śledztwo w sprawie nadużycia władzy przez Berkut (inna sprawa – czym się ono zakończy).
Ale to tylko jedno z wydarzeń weekendu, przypominające, że protesty w Kijowie nie wygasły wraz z nadejściem prawosławnych świąt. I nie wytraciły impetu działania władzy przeciwko opozycji. W ten weekend w Charkowie odbyło się spotkanie powołanego niedawno ruchu Zjednoczenie Euromajdan. Omawiano strategię przyszłego działania. Uczestnicy spotkania twierdzą, że przypomina to narodziny polskiej Solidarności. Choć to przecież nie ta Europa, nie ten świat i ewenementu Solidarności skopiować się nie da…Tymczasem milicja i grupy prowokatorów, „tituszki”, robili wiele, by do spotkania nie dopuścić. Atakowano nawet cerkiew, w której spotkali się delegaci. Niekoniecznie oznacza to, że władza bardzo boi się opozycji.