Jacek Żakowski: – Co ugryzło Camerona?
Heather Grabbe: – Populizm.
Populizm był zawsze.
Ale nie taki. Kryzys stworzył w Europie nowych populistów. Dał im nowe paliwo.
I brytyjski premier stał się populistą?
Musiał się cofnąć przed populistami.
Musiał?
Skoro cofnął się w sprawie, która stanowiła jeden z fundamentów europejskiej polityki Margaret Thatcher, musiał mieć silny powód. Przez kilkadziesiąt lat swobodny przepływ pracowników w Unii Europejskiej nie budził kontrowersji.
Londyn był liderem wolnego rynku pracy.
Margaret Thatcher była bardzo za tym. Podpisała traktat o jednolitym rynku, bo wierzyła w siłę zintegrowanej gospodarki. Jednolity europejski rynek ma cztery filary – wolny przepływ kapitału, towarów, usług i pracowników. Nikt poważny nie kwestionował w Anglii wiary konserwatystów, że wolny rynek pracy jest ekonomicznie konieczny, żeby zmniejszać skutki nierównowagi tworzonej na innych rynkach. Kiedy jakiś kraj uzyskuje przewagę konkurencyjną, a inny ją traci, ludzie – podobnie jak kapitał – muszą mieć możliwość przeniesienia się z miejsc, gdzie pracy ubywa i staje się ona zbyt tania, w miejsca, gdzie jej przybywa i staje się ona zbyt droga. Norman Tebbit, minister pracy w rządzie pani Thatcher, miał słynne powiedzenie „bezrobotni na rowery”. Czyli, jak nie masz pracy, jedź tam, gdzie ona jest. Przez kilkadziesiąt lat brytyjscy konserwatyści sztywno trzymali się tej wiary.
Nie oni jedni.
To był unijny dogmat.