Wśród głów państw, którym noworoczne życzenia przekazywał prezydent Władimir Putin, poczesne miejsce zajął Albert II Grimaldi, książę Monako, panujący na terytorium 20 razy mniejszym niż warszawska dzielnica Ursynów. W kategorii koronowanych głów wyprzedził królową Wielkiej Brytanii. „Książę jest zawsze chętnie widzianym gościem na ziemi rosyjskiej” – dodał gospodarz Kremla.
Widzianym chętnie i często. 6 października 2013 r. na placu Czerwonym, w kolorowej sportowej kurtce z napisem „Soczi 2014”, książę Albert uroczyście przejmował znicz olimpijski i biegł z nim wzdłuż Kremla jako jeden z pierwszych członków sztafety. Wcześniej, 3 października, w pochodzącym jeszcze z XIX w. centrum handlowym GUM otwierał wraz z Putinem wystawę zniczy olimpijskich z własnej kolekcji, jako że książę jest nie tylko jednym z najważniejszych członków Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl), prezydentem lub wiceprezydentem rozmaitych jego wysokich komisji, ale też bobsleistą i pięciokrotnym olimpijczykiem. Putin wręczył mu na pamiątkę znicz olimpiady soczijskiej.
Tego samego dnia na Kremlu, podczas uroczystego obiadu na cześć Alberta, Putin, zwracając się do niego z rzadko spotykaną serdecznością, powiedział: „Jesteśmy szczególnie wdzięczni Wam, Wasza Wysokość, za wsparcie olimpiady w Soczi”. Na co Albert odpowiedział Putinowi: „Bardzo cenimy ciepło z pańskiej strony”. I jeszcze tego samego dnia na nienagłaśnianym spotkaniu wręczył gospodarzowi Kremla najwyższe odznaczenie Księstwa Monako – Krzyż Wielki Orderu Świętego Karola. Dotychczas taki honor spotkał tylko jednego Rosjanina: cara Aleksandra II.
Biegun przyjaźni
Te nici obustronnej sympatii zaczęły się zawiązywać jeszcze przed pierwszą oficjalną wizytą księcia (wówczas tylko następcy tronu) w Rosji w 2001 r.