To kolejny moment zwrotny w trwających od dwóch miesięcy protestach na Majdanie Niezależności.
Do wielkiego niedzielnego protestu wezwała opozycja. Miało to być wyrażenie sprzeciwu wobec przyjętych przez parlament i natychmiast podpisanych przez prezydenta Wiktora Janukowycza nowych przepisów ograniczających prawa do protestu i zgromadzeń, mających przede wszystkim zastraszyć Ukraińców. Głosowali za ich przyjęciem deputowani partii rządzącej i komuniści. Opozycja uważa, że to początek dyktatury, próba zniszczenia społeczeństwa obywatelskiego.
Tysiące Ukraińców przybyłych na Majdan demonstrowały swój sprzeciw wobec prezydenta. Ale także niezadowolenie z tego, co robi opozycja. Zażądali wyłonienia jednego lidera protestu, który kierowałby i koordynował. Dotychczasowe zbiorowe kierownictwo trzech liderów, różniących się programem, przekonaniami i doświadczeniem politycznym, okazało się mało skuteczne. Zgromadzeni żądali doprowadzenia do wcześniejszych wyborów prezydenta i pracy nad nowa konstytucją. Krzyczeli „hańba” także w stronę opozycyjnych przywódców. Ci natomiast bezradnie przyglądali się, jak tracą poparcie i władzę nad tłumem.
Po dwóch miesiącach protestu nikt nie znalazł sposobu na rozwiązanie konfliktu, ani opozycja, ani władza, która dysponuje inicjatywą. Korzysta wyłącznie z przykręcania śruby. Janukowycz wyraźnie szamocze się, bo nie wie, jak wyjść z impasu.
Opozycja natomiast nie potrafi się porozumieć, co dalej, nie ma spójnego planu, szermuje pustymi hasłami.
Tymczasem Majdan się radykalizuje, ludzie są zdesperowani. To już nie tylko czerwono – czarne flagi, powiewające coraz gęściej, to również paramilitarne bojówki organizacji nacjonalistycznej „Prawy Sektor”, przy której nacjonalistyczna partia Swoboda to jakiś pisklak.