A w kryminalnej republice, jak w opisanej przez Gianniego Rodariego krainie kłamczuchów, zagrożenie stanowi nie tylko ten, kto zajmuje się wykrywaniem defektów i zbrodni władców, ale nawet ten, kto nazywa rzeczy po imieniu i mówi współobywatelom, że żyją w kryminalnej republice, której udziałem może być tylko depresja i nędza.
Występowałem na kilku wiecach na kijowskim Majdanie, ale jeśli posłuchacie tych moich wystąpień, to nie znajdziecie w nich żadnych oskarżeń czy prób zdemaskowania, a jedynie podziw dla godności ludzi, którzy przyszli, by bronić swej wolności i prawa do wyboru przyszłości. Być może te moje zachwyty uruchomiły machinę zaplanowanego przez władze programu dyskredytacji. Najgorsze jest to, że decyzję o wszczęciu tej kampanii podejmowali ludzie zajmujący stanowiska z wyboru – przeznaczali na to pieniądze, środki, wykorzystali uprawnienia struktur siłowych.
Z internetu kampania przeniosła się pod okna mojego domu: zorganizowano „pikietę” składającą się z opłaconych prowokatorów. Kilka dni później wraz z liderami partii opozycyjnych brałem udział w spotkaniu z ambasadorami państw Unii Europejskiej i USA. Przyszedłem w jednym celu: aby opowiedzieć o tym, w jakich warunkach pracują dziś ukraińscy dziennikarze, zastraszani i bici przez władze. Już następnego dnia pod drzwi mojego mieszkania przyszło trzech nieznanych osobników. Jednocześnie w internecie zainicjowano kolejną kampanię obliczoną na to, by mnie zdyskredytować. Poprzedniego wieczoru dobry znajomy z Moskwy (a teraz na Ukrainie źródła rosyjskie są o wiele ważniejsze niż ukraińskie, jako że wiele akcji inicjowanych jest przez doradców ukraińskich władz z Kremla i Łubianki) uprzedził mnie, że lada moment zacznie się polowanie na niezależnych dziennikarzy i aktywistów Majdanu.