Spotkanie z Mariani wygląda na cud. No bo w środę wieczorem nie było jej w domu, a jakaś dziewczyna siedząca na progu powiedziała, że jest na Lomboku, małej wyspie leżącej obok Bali. Pojechała odwiedzić rodzinę, wróci w niedzielę lub poniedziałek. W czwartkowe popołudnie, gdy u Mariani powinny odbywać się modły i nauki Koranu, drzwi do jej domu są zamknięte na głucho. – Lombok, Lombok – powtarza przechodząca sąsiadka, po czym pokazuje na zegarku godzinę dziewiętnastą.
Jednak wieczorem na wąskiej uliczce ciasno zabudowanej dzielnicy Yogyakarty Notoyudan nadal nie słychać żadnych modłów. Tylko przez uchylone drzwi, nad którymi wisi blaszany szyld z namalowanym islamskim półksiężycem, sączy się wątłe światło jarzeniówki. Za drzwiami, na posadzce, siedzi potężnie zbudowana kobieta o męskich rysach twarzy, ubrana w błękitno-fioletowy szalwar kamiz, okutana czarną chustą. Wróciła dziś. I wcale nie z Lomboku, ale z 10-dniowej pielgrzymki do Mekki.
Płeć
Choć widać, że daleka podróż do Arabii Saudyjskiej kosztowała Mariani wiele wysiłku, zaprasza do środka i częstuje mrożoną herbatą. Stopy ma opuchnięte, oklejone plastrami, z trudem się rusza, przesuwając ciało po podłodze. Z powodu bólu nóg nie wstaje. Twarz przeorana zmęczeniem, ale w oczach błysk szczęścia i niezatarty ślad religijnych uniesień.
Zanim Mariani zaczęła przemianę duchową, musiała przejść trudną transformację fizyczną i mentalną. Urodziła się 53 lata temu jako chłopiec. Już jako pięciolatek czuła, że jej ciało nie pasuje do jej osobowości. Zaczęła się przebierać w dziewczęce ubrania. Biologicznie nadal jest mężczyzną, nie przeszła operacji zmiany płci, ma męskie genitalia, ale i silikonowe piersi. – Skoro Allah mnie taką stworzył, muszę się z tym pogodzić.