Kiedy w latach 80., po czterech dekadach frankistowskiej dyktatury, Hiszpania legalizowała aborcję, a kobiety na ulicach Madrytu skandowały „Mi cuerpo es mio” (Moje ciało należy do mnie), w Irlandii w życie wchodziła poprawka do konstytucji zapewniająca niezbywalną ochronę życia od momentu poczęcia.
Kiedy Hiszpania pod rządami José Luisa Zapatero uchwalała nowe prawo aborcyjne zezwalające na przerywanie ciąży 16-latkom bez zgody rodziców, chora na nowotwór kobieta pozwała państwo irlandzkie przed Trybunałem w Strasburgu za to, że mimo ciężkiej choroby musiała pojechać za granicę, by pozbyć się ciąży.
Do niedawna oba katolickie kraje były na przeciwległych biegunach aborcyjnej debaty. Podczas gdy rozkoszująca się odzyskaną wolnością obyczajową Hiszpania parła do legalizacji przerywania ciąży, Irlandia zaciekle broniła antyaborcyjnego status quo.
Dziś oba państwa spotykają się w połowie drogi. Irlandia właśnie zliberalizowała prawo, które dopuszcza już aborcję w przypadku zagrożenia życia matki. Natomiast prawicowy rząd Hiszpanii chce zaostrzyć przepisy i… dopuścić aborcję tylko w przypadku zagrożenia życia matki lub gwałtu.
Drogi Irlandii i Hiszpanii do tego wspólnego punktu nie mogły być jednak bardziej różne.
Nigdy więcej
31-letnia Savita Halappanavar, która od kilku lat mieszkała z mężem w Irlandii, trafiła do szpitala w 17 tygodniu ciąży. Bolał ją brzuch. To miało być pierwsze dziecko tej pochodzącej z Indii dentystki. W szpitalu dowiedziała się, że poroniła, ale lekarze nie mogą nic zrobić, dopóki bije serce płodu.
(...)