Znamionuje to Niemców, iż pytanie: »co jest niemieckiem?« nie zamiera u nich nigdy” – pisał w „Poza dobrem i złem” Fryderyk Nietzsche. Dziś słowa XIX-wiecznego filozofa są aktualne bardziej niż kiedykolwiek.
20-letnia Derya Ustabaşi urodziła się w miasteczku Langen na zachodzie Niemiec, ale jej rodzice pochodzą z Turcji. Derya ma podwójne obywatelstwo – niemieckie i tureckie. Jeśli przepisy się nie zmienią, w ciągu najbliższych trzech lat z jednego paszportu będzie musiała zrezygnować. „To bardzo dziwne i niesprawiedliwe – tłumaczy dziennikowi „Frankfurter Rundschau”. – Czuję się i Niemką, i Turczynką”.
Czy można jednak być lojalnym obywatelem Niemiec, mając jednocześnie paszport innego kraju? – pyta z kolei część konserwatywnych publicystów, jakby nie dostrzegając, że podwójne obywatelstwo już dziś jest w Niemczech akceptowane – w przypadku obywateli innych krajów Unii Europejskiej, a także Szwajcarii.
Podwójne życie
To jednak tylko część odżywającej właśnie wielkiej debaty o niemieckiej tożsamości, która wyraźnie dzieli rządzącą koalicję. W oczach wielu konserwatystów z CDU obywatelstwo to wciąż coś, na co trzeba sobie zasłużyć – ukoronowanie długiego procesu integracji z niemieckim społeczeństwem. Zupełnie inna z kolei jest wizja niemieckiej lewicy. Socjaldemokraci z SPD, a jeszcze bardziej opozycyjni Zieloni obywatelstwo byliby gotowi dawać na kredyt. Nie jako nagrodę za udane wtopienie się w niemieckie społeczeństwo, lecz bardziej jako zachętę do dalszej integracji.
(...)