Bunt zaczął się 27 stycznia. Wczesnym rankiem w jednej ze szkół podstawowych Strasburga na 240 uczniów brakowało 86. Tego dnia klasy były niemal puste jeszcze w ponad stu francuskich placówkach pierwszego stopnia, a liczba nieobecnych przekroczyła 48 tys. Tym razem nie chodziło jednak o epidemię grypy.
Trzy dni wcześniej tysiące rodziców otrzymało esemesy nawołujące do bojkotu szkoły z powodu wprowadzanego przez ministra edukacji, socjalistę Vincenta Peillona, programu walki z seksistowskimi stereotypami już w najmłodszych klasach. Podczas gdy oficjalne źródła mówiły o nauce tolerancji i wpajaniu dzieciom zasad równości płci, autorzy esemesów straszyli „teorią gender” i indoktrynacją przejawiającą się w tłumaczeniu malcom, „że nie urodzili się jako chłopcy czy dziewczynki, ale mogą wybierać, czy chcą się nimi stać czy nie”.
Dyrektor wspomnianej szkoły w Strasburgu, znajdującej się w mieszanej pod względem etnicznym dzielnicy, musiał odpierać szturm oburzonych matek, przekonanych, że pod egidą ministerstwa ich pociechom będzie się pokazywać filmy pornograficzne i uczyć je masturbacji.
1.
Reakcja władz była zdecydowana – minister Vincent Peillon nakazał dyrektorom państwowych placówek wzywać rodziców odmawiających posyłania dzieci do szkoły, przypominając na łamach prasy, że w Republice Francuskiej nauczanie jest obowiązkowe. Zareagowała także przewodnicząca największego w kraju stowarzyszenia rodziców uczniów, komentując, że „organizatorzy akcji starają się wzbudzić strach, przekonując, że szkoła próbuje podważyć biologiczne bazy seksualnej tożsamości”.