Łukasz Wójcik
18 marca 2014
Ile dają sankcje w międzynarodowych konfliktach
Nie ma wrogów, są interesy
Zachód wprowadza sankcje przeciwko Rosji za inwazję na Ukrainie. Gdyby jednak były one realne, Putin nie wysłałby wojsk na Krym.
Władimir Jakunin ostrzega przed Zachodem. Pisze w swojej jedynej zresztą książce „Problemy współczesnej światowej futurologii”, że Rosja musi iść swoją drogą. Otwieranie się na Zachód, zaprzedanie się pieniądzom, twierdzi Jakunin, niszczy rosyjskiego ducha i wartości, na których oparta jest rosyjska cywilizacja. Sam jest szefem nie tylko Rosyjskich Kolei, ale również Narodowej Chwały Rosji, organizacji „krzewiącej czystość rosyjskiej duszy i broniącej jej przed zepsutym Zachodem”, jak głoszą ulotki.
Władimir Jakunin ostrzega przed Zachodem. Pisze w swojej jedynej zresztą książce „Problemy współczesnej światowej futurologii”, że Rosja musi iść swoją drogą. Otwieranie się na Zachód, zaprzedanie się pieniądzom, twierdzi Jakunin, niszczy rosyjskiego ducha i wartości, na których oparta jest rosyjska cywilizacja. Sam jest szefem nie tylko Rosyjskich Kolei, ale również Narodowej Chwały Rosji, organizacji „krzewiącej czystość rosyjskiej duszy i broniącej jej przed zepsutym Zachodem”, jak głoszą ulotki. W tym dziele życia wspiera go żona Natalia, która jest liderką stowarzyszenia Świętość Macierzyństwa, ostrzegającego Rosjanki m.in. przed zgubnym wpływem zachodniej emancypacji na szczęście wielodzietnej rodziny. Jakuninowie sami mają tylko dwoje dzieci. Młodszy syn prowadzi biznesy w Genewie. Starszy, jako pierworodny, dostał od ojca mieszkanie w Londynie. W północnej części miasta, warte ponad 9 mln funtów (przeszło 45 mln zł). Rodzice opłacili mu studia na prestiżowej brytyjskiej uczelni. W wywiadzie z byłym moskiewskim korespondentem Reutersa Oliverem Bulloughem przyznaje, że inwestuje w średniej wielkości hotele, „takie, jakie często można spotkać w pobliżu rosyjskich dworców kolejowych”. 1. Jeśli wszystkie zapowiadane od początku marca przez Zachód sankcje gospodarcze przeciwko Rosji weszłyby w życie, Jakuninowie wpadliby w tarapaty. Do piątku Amerykanie wprowadzili pierwsze zakazy wizowe dla Rosjan, którzy mają jakikolwiek związek z rosyjską inwazją na Krymie. Czy Jakunin senior jest na czarnej liście? To informacja tajna, więc pierwszy kolejarz Rosji dowie się dopiero, gdy złoży wniosek wizowy. W Ameryce nie ma jednak oficjalnie majątku, więc zaboleć go może dopiero zakaz wjazdu do Wielkiej Brytanii. Na razie jednak Londyn co roku sprzedaje bogatym Rosjanom kilkaset tzw. wiz dla inwestorów – wystarczy zainwestować na Wyspach przynajmniej milion funtów. Jakunin może więc odwiedzać syna, kiedy tylko zechce. Gdyby zakazy wizowe nie powstrzymały Kremla przed aneksją kolejnych fragmentów Ukrainy, amerykańscy i europejscy liderzy, m.in. szef francuskiego MSZ Laurent Fabius, zapowiedzieli w dalszej kolejności zamrożenie kont i aktywów finansowych należących do Rosjan. Ostatecznym krokiem miałoby być embargo na handel. Nie wytrzymali w końcu Rosjanie. Szef MSZ Siergiej Ławrow ostrzegł państwa zachodnie, że jakiekolwiek sankcje nałożone na Rosję wrócą do nich jak bumerang. Doradca Władimira Putina, Siergiej Głazjew, zagroził nawet Waszyngtonowi, że Moskwa sprzeda amerykańskie obligacje o wartości 200 mld dol., co mogłoby pogrzebać ożywienie gospodarcze w USA. Bojowy entuzjazm Europejczyków w końcu się wyczerpał. Niektórzy uznali, że się zagalopowali – na jakiekolwiek embargo, nawet na etapie ostrzeżenia, nie zgodzili się Francuzi, którzy właśnie kończą dwa zamówione przez Rosjan okręty desantowe. W ubiegłym tygodniu refleksja dosięgła również Niemcy. Szef tamtejszego MSZ Frank-Walter Steinmeier, uzasadniając rezerwę wobec sankcji i chęć dalszych rozmów z Rosjanami, stwierdził: „Dyplomacja nie jest oznaką słabości”. Taki obrót spraw z entuzjazmem przyjął też Rzym. Według „Guardiana” włoscy dyplomaci w Brukseli przyznawali, że choć ich rząd poparł wstrzymanie przygotowań do szczytu G8 w Soczi, to „prywatnie jest innego zdania”. Jeden z nich miał zapytać retorycznie: „Jakie sankcje możesz nałożyć na państwo, które może odciąć ci gaz?” 2. Trudno nie przyznać mu racji. Sankcje, co zostało już udowodnione w setkach publikacji naukowych, to najbardziej kontrproduktywny instrument znany dyplomacji. Mimo to wciąż są nakładane. Szczególnie popularne są wśród zachodnich polityków, nie ze względu na ich efekty, ale raczej otoczkę: bronią przed zarzutem nicnierobienia. Ich zachodni szafarze często błędnie zakładają, że każde państwo obłożone sankcjami będzie się zachowywać jak liberalna, kapitalistyczna demokracja, czyli że presja poszkodowanych przez sankcje obywateli w końcu zmusi przywódców do zmiany polityki. Problem w tym, że przytłaczająca większość państw obłożonych sankcjami w ostatnim półwieczu miała niewiele wspólnego zarówno z demokracją, jak i kapitalizmem. Założenie, że jeśli żona Roberta Mugabe, Grace, zostanie obłożona tzw. smart sanctions (czyli nieco przewrotnie – mądrymi sankcjami) i nie będzie mogła latać na zakupy do Paryża czy Londynu, zmusi w końcu najstarszego dyktatora Afryki do ustąpienia, jest ze wszech miar naiwne. Jak pisze znany brytyjski publicysta Simon Jenkins, w świecie zachodnim sankcje już od dawna nie są praktycznym instrumentem wpływu, a stały się czymś w rodzaju ideologii opartej na dogmatach. Uczeni zajmujący się wpływem sankcji na rzeczywistość dzielą się na głębokich sceptyków i negacjonistów. Ci pierwsi twierdzą, że – historycznie rzecz biorąc – sankcje działają w 30 proc. przypadków, przy założeniu, że w grę wchodzi również embargo. Negacjoniści, na czele z amerykańskim politologiem Robertem Pape’em, przekonują z kolei, że statystycznie sankcje są skuteczne w jednym na 20 przypadków. Obie grupy w zasadzie zgadzają się co do realnego przekazu, jaki wysyła pomysłodawca sankcji: nie mamy zamiaru podejmować działań zbrojnych i tak naprawdę nie podejrzewamy, że sankcje zadziałają, ale musimy coś zrobić. 3. Od adekwatnych przykładów uginają się półki w historycznych działach bibliotek. Legendarnego charakteru nabrał już przypadek Kuby, którą Amerykanie obłożyli sankcjami (dobra konsumenckie, broń, pieniądze) w 1960 r. Sankcje te wciąż obowiązują, tak jak komunizm na wyspie. Bardziej Amerykanów obciąża przypadek Iraku. W 1990 r. Waszyngton obłożył ten kraj rozległym embargiem handlowym, co pośrednio doprowadziło do głodu na niespotykaną skalę (pół miliona ofiar), podczas gdy jego naczelny powód, Saddam Husajn, utrzymał się u władzy do 2003 r., kiedy sankcje ustąpiły miejsca amerykańskim czołgom Abrams. W międzyczasie Husajn stał się jednym z najbogatszych bandytów na świecie. Jest też w końcu przypadek zaskakująco bliski obecnym realiom. W 1980 r., gdy Armia Czerwona próbowała zanieść rewolucję do Afganistanu, prezydent USA Jimmy Carter postanowił ukarać ZSRR i obłożył go embargiem zbożowym (najbardziej rolniczy kraj na świecie nie był w stanie sam się wyżywić i musiał importować zboże). Rosjanie ostatecznie wrócili do domu 9 lat później i z zupełnie innych powodów. Embargo okazało się dziurawe, bo Rosjanie zaczęli kupować zboże gdzie indziej. W dodatku na Cartera wściekli się amerykańscy farmerzy, którzy stracili interes życia. Zwolennicy sankcji twierdzą, że dziś sytuacja jest zupełnie inna. Z jednego chociażby powodu: od 1990 r. Rosja ma giełdę. Gdy w poniedziałek 3 marca otworzyła ona swoje notowania po pierwszym napiętym weekendzie na Krymie, okazało się, że moskiewski indeks RTS stracił 12 pkt proc. Z giełdy w trzy dni odpłynęło 60 mld dol., za które można by zorganizować drugie igrzyska w Soczi i jeszcze zostałoby dla Władimira Jakunina, człowieka wielu talentów, jednego z głównych organizatorów tej imprezy. W ten feralny poniedziałek sam Gazprom, największa giełdowa spółka kontrolowana przez Kreml, stracił na wartości 15 mld dol. Można więc założyć – tłumaczą zwolennicy sankcji – że jeśli Rosję dotknęłyby solidne sankcje zadane zgodną, międzynarodową ręką, odpływ pieniędzy byłby jeszcze większy, a presja zubożałego nagle społeczeństwa – nie do wytrzymania przez władze. Na razie jednak za inwazję na Krymie ukarała Putina tylko niewidzialna ręka rynku. 4. Brytyjski rząd nie ma już tyle odwagi. Gdyby chciał wyrzucić z kraju miliony Jakunina i jego dawnych kolegów z KGB, musiałby się z tego tłumaczyć agentom nieruchomości, którzy zarabiają krocie na sprzedawaniu Rosjanom co piękniejszych londyńskich kamienic. Przepędzenie rosyjskich milionów z Londynu z pewnością skończyłoby się załamaniem na rynku nieruchomości. Co też powiedzieliby nauczyciele w prywatnych szkołach, do których chodzą dziś najmłodsi Jakuninowie? Biorąc pod uwagę fakt, że ponad połowa spraw w londyńskim sądzie gospodarczym to zasługa Rosjan, po ich wyjeździe nie pozbierałoby się również brytyjskie środowisko prawnicze. Czy rząd Davida Camerona pozbierałby się po stracie głosów wszystkich tych poszkodowanych? Brytyjskie obawy przed sankcjami
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.