Wszędzie korupcja, wszędzie przekupstwo! – skanduje kilkuset ludzi, machając tureckimi flagami, klaszcząc i gwiżdżąc. Przed nimi, stojąc na dachu autobusu i otoczony wiankiem partyjnych działaczy, przemawia, a właściwie – jak na tureckiego polityka przystało – krzyczy 57-letni Mustafa Sarıgül.
Ten kandydat opozycyjnej Republikańskiej Partia Ludowej (CHP) na mera Stambułu mimo wszystko nie daje się ponieść emocjom. Mówi o żłobkach, o miejscach pracy, o tym, że rząd – zamiast wspierać drobnych przedsiębiorców – buduje hipermarkety. Ale o głośnych aferach korupcyjnych, które od paru miesięcy targają Turcją, wspomina tylko oględnie.
Tutaj, czyli w dzielnicy Kasımpaşa, Sarıgül nie zamierza prowokować. Nie będzie, tak jak w wielu innych dzielnicach miasta, wyzywał partii rządzącej od oszustów, a premiera Erdoğana od despotów. Kasımpaşa bowiem to jego kolebka. To tutaj, w konserwatywnej, robotniczej dzielnicy Stambułu, młody Erdoğan, syn marynarza, sprzedawał na ulicach obwarzanki, tu uczył się bić, tu grał w piłkę, ponoć nieźle.
Przed Sarıgülem stoi więc nie lada zadanie. Wydrzeć Erdoğanowi z rąk miasto, które go wychowało, kolebkę sułtanów, wizytówkę Turcji, 15-milionowego molocha, który wytwarza ponad jedną czwartą tureckiego PKB. Na papierze przeciwnikiem Sarıgüla jest kandydat rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) Kadir Topbaş, obecny burmistrz Stambułu. W rzeczywistości jest nim sam Erdoğan.
1.
Premier nie tylko wychował się w Stambule, ale także nim rządził. Został burmistrzem w 1994 r., i to ta posada uczyniła go politykiem pierwszej rangi, a potem przywódcą tureckich islamistów. Ale to właśnie jego własne miasto może go teraz pogrążyć.