Przywódcy i reprezentanci ponad 50 państw, w tym podróżujący przez tydzień po Europie i Bliskim Wschodzie Barack Obama, przewodniczący ChRL Xi Jinping i premier Japonii Shinzō Abe zebrali się w Hadze. Członkowie G7 – a więc bez Rosji – przedyskutowali obecną sytuację Ukrainy, przy okazji Obama spotkał się z Xi, urabiano szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa, zorganizowano też ważny szczyt japońsko-koreański, jednak głównym pretekstem zbiórki była konferencja o atomowym bezpieczeństwie świata.
Chodzi o to, by w energetyce zminimalizować wykorzystanie wysoko wzbogaconego uranu i lepiej chronić cywilne zapasy plutonu, bo oba materiały mogą być wykorzystane bojowo. Od 1993 r. potwierdzono kilkanaście przypadków przemytu materiałów rozszczepialnych i nie mija groźba, że zostaną one np. zdetonowane w zamachu. Nie brakuje analityków kasandrycznie przestrzegających, że w czasie gdy uwaga międzynarodowej opinii publicznej skupiona jest doraźnie na rozmaitych problemach, choćby teraz na Ukrainie, licho nigdy nie zasypia i terroryści nieustannie szykują się do ataku. Stąd nie można osłabiać czujności i dlatego ostatnio amerykańska dyplomacja naciskała na Japończyków, by lepiej pilnowali jednej z fabryk produkujących paliwo atomowe, a w Hadze Abe zgodził się oddać USA kilkaset kilogramów plutonu, który mógłby przydać się do zbudowania nawet pół setki bomb.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu – takie głosy podniosły się na marginesie szczytu – że zmagamy się z poważniejszymi problemami okołoatomowymi i zebrani powinni zająć się raczej dalszym rozbrojeniem, szczególnie że za sprawą kryzysu rosyjsko-ukraińskiego coraz lepiej ma się zimnowojenna retoryka.