Amfiteatr, basen, okólnik dla bydła i wybieg dla kur wchodziły w skład zabezpieczeń, w które na koszt podatników wyposażono wiejską rezydencję Jacoba Zumy, prezydenta RPA. Tamtejsza komisja antykorupcyjna, ciesząca się na mocy postapartheidowskiej konstytucji dużą niezależnością, wytknęła Zumie, że warte w sumie (w przeliczeniu) 70 mln zł rozbudowy, mające według współpracowników prezydenta wzmocnić bezpieczeństwo głowy państwa, nie licują z etosem urzędu publicznego. Zwłaszcza że w prywatnej posiadłości, zamienionej na duże osiedle chronione przez państwo, azylu szuka nie tylko Zuma, ale także jego kilka żon, część z dwudziestki jego potomstwa z rodzinami oraz znajomi gospodarza, wielu z nich we własnych domach. Prezydent broni się, że nie wie, ile kosztują remonty, i że sporą część rachunków pokrywał sam, ale komisja przyłapała go na kłamstwach i nieprawidłowości opisała w drobiazgowym 450-stronicowym raporcie. Politycy Afrykańskiego Kongresu Narodowego (AKN), kiedyś partii Nelsona Mandeli, dziś prowadzonej przez Zumę, nie zdołali zablokować publikacji raportu w sądzie, za to bez problemu nie dopuszczą do usunięcia prezydenta ze stanowiska, czego zażądała opozycja.
Impeachment nie jest zresztą pilnie potrzebny, bo RPA 7 maja czekają wybory parlamentu, który później wybierze głowę państwa. Po zniesieniu segregacji rasowej 20 lat temu AKN wygrał głosowania cztery razy z rzędu, zwycięży również w tym roku, jednak z najsłabszym wynikiem w historii. Wcześniej regularnie zdobywał powyżej 60 proc. głosów, teraz sondaże dają mu około 50 proc. Winę za znaczny spadek zaufania ponosi m.in. prezydent Zuma i ciągnące się za nim skandale, był oskarżony o gwałt, regularnie posądzany jest o korupcję.