Jaceniuk. Kiedy po zajęciu Krymu ożyły na świecie obawy, że Moskwa wraca do mocarstwowej polityki, przed ukraińskim premierem otworzyły się polityczne salony: Bruksela, Nowy Jork, Waszyngton.
W Kijowie, gdzie przeciwników premiera nie brakuje, mówi się, że jego jedyną zaletą jest dobry angielski. Wadą – że od lat należy do klasy politycznej, która uczestniczyła w tworzeniu systemu oligarchicznego, pchała kraj na krawędź przepaści. Jaceniuk dał się poznać jako polityk bez twardych poglądów, korzystający ze wszystkiego, czym kusiło życie polityczne. Był ministrem, bankierem, premierem, szefem parlamentu, miał nawet własną partię Front Zmian. Fakt, że Julia Tymoszenko wyznaczyła go na szefa Batkiwszczyny, gdy sama trafiła do więzienia, potwierdza tylko tę tezę – nigdy nie posadziłaby w swoim fotelu polityka, który mógłby stanowić dla niej zagrożenie.
– Słabość premiera i jego rządu, zlepku polityków i aktywistów z Majdanu, bierze się właśnie stąd. Ludzie są przekonani, że cała władza jest zła, wszyscy, którzy byli w parlamencie, rządzie, na państwowych posadach, powinni odejść. Naród czeka na nowych liderów, a na razie nastąpiła jedynie wymiana elit, które chcą zabetonować swoją władzę. To droga do kolejnego protestu – przekonuje Kateryna Kruk, politolog i działaczka Majdanu.
Podpisanie w Brukseli politycznej części umowy stowarzyszeniowej z Unią niewiele poprawiło notowania rządu. Ten jednak z założenia nie liczy na popularność.
Rozliczenia. Dla Ukraińców, wciąż niesionych obietnicami Majdanu, system zmienia się zbyt wolno, oni chcą sprawiedliwości już teraz. Ale np. w resorcie sprawiedliwości usunięto ze stanowisk zaledwie kilku sędziów, skompromitowanych w walce z protestującymi.