Na wschodzie kraju, w Doniecku, Charkowie i Ługańsku, grupy separatystów przypuściły szturm na budynki administracji obwodowej oraz siedziby Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Najaktywniej w Ługańsku, mieście liczącym blisko 500 tys. mieszkańców, ważnym ośrodku przemysłu ciężkiego i obronnego (lokomotywy spalinowe, amunicja), położonego blisko rosyjskiej granicy, gdzie wtargnięto do magazynu broni SBU. Separatyści zajmują budynek, władze miasta zdecydowały o odłączeniu wody i prądu.
W Charkowie uzbrojeni w portrety Stalina i transparenty wzywające do powrotu ZSRR demonstranci domagają się referendum i przyłączenia do Rosji. A kontrprotestujący zwolennicy Kijowa pojawili się z napisami „Putin to kozioł, Charków to Ukraina”. Doszło do starć między grupami. Na rozmowy z separatystami udał się mer miasta Gennadij Kernes i bez ogródek oznajmił, że ukraińskie prawo nie przewiduje referendum, żądania są więc bezprzedmiotowe.
W Doniecku zrzucono ukraińską flagę z siedziby administracji obwodowej. Z ustawionej na schodach budynku sceny ogłoszono powołanie niepodległej Republiki Donieckiej i jej wejście w skład Federacji Rosyjskiej. Separatyści ogłosili, że zamierzają zwrócić się do Władimira Putina o pomoc i przysłanie wojsk. Siły rosyjskie stoją 30 km od granicy. Gubernator Serhij Taruta prosi o zachowanie spokoju i nieużywanie siły. Widać wszystko, co dzieje się w mieście i obwodzie, wspiera Rinat Achmetow, najbogatszy Ukrainiec i główny pracodawca Donbasu. To on i jego grupa deputowanych zmonopolizowali Partię Regionów i wspólnie rozgrywają plan rozbicia Ukrainy. Aktywny jest także Aleksandr Jefremow, szef frakcji Partii Regionów w parlamencie. Oświadczył on właśnie, że działania separatystów w Ługańsku to nie prowokacja, lecz stanowisko wielu ludzi, i zamierzają oni swego przekonania bronić.