Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Niech zakwitnie 107 partii

Masud Barzani Masud Barzani Stringer/Reuters / Forum

Licząc od połowy kwietnia, w ciągu zaledwie siedmiu tygodni zagłosuje w sumie ponad 183 mln Arabów. Kilka dni temu odbyły się wybory prezydenckie w Algierii (przynosząc czwarte zwycięstwo schorowanemu Abdelazizowi Buteflice), 26 i 27 maja głowę państwa wybierać będą Egipcjanie, a 3 czerwca – chyba biegając między kulami – do urn zostaną zaciągnięci Syryjczycy. Te wymienione głosowania mają jedną cechę wspólną: z góry wiadomo, jaki będzie wynik. Z jednym wyjątkiem.

30 kwietnia odbędą się wybory parlamentarne w Iraku. Nie jest to oaza spokoju, od kiedy z końcem 2011 r. wyjechali stamtąd Amerykanie. W grudniu rząd Nuriego Al-Malikiego stracił kontrolę nad prowincją Anbar. Rządzą tam islamiści, którzy stworzyli bazę wypadową do Syrii. Na północy kraju coraz bardziej niezależni są Kurdowie. Ich lider Masud Barzani zapowiedział, że jeśli po wyborach niechętny im Maliki znów zostanie premierem, Kurdowie zorganizują referendum na temat dalszych związków z Bagdadem.

Zwycięstwo Malikiego nie jest jednak pewne – sytuacja rzadko spotykana w tej części świata. O 328 mandatów bije się ponad 9 tys. polityków ze 107 partii, a zasada proporcjonalności gwarantuje, że rządzący nie mają szans na zdominowanie parlamentu. Odbyła się nawet burzliwa kampania wyborcza przy aktywnym udziale niezależnych od rządu mediów. Porównując Irak z innymi państwami arabskimi, znany bliskowschodni komentator Amir Taheri stwierdził, że lepiej, gdy dochodzenie do demokracji trwa całą dekadę, a nie jedną wiosnę.

Polityka 18.2014 (2956) z dnia 27.04.2014; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 11
Reklama