Wąską szosę blokuje półciężarówka. Fauzi gwałtownie hamuje i krzyczy na szofera. Zza odkręconej szyby wraca potok arabskich przekleństw. Fauzi wyskakuje i wali pięścią w dach zdezelowanego samochodu. Po chwili na drogę wybiega z niego rozwścieczony mężczyzna z kostką brukową w ręce, bierze zamach i granitowy sześcian przelatuje tuż obok szyby.
– Ten cham obraził matkę naszego kierowcy – wyjaśnia Abdelwaheb. – Fauzi nie miał wyboru, musiał zareagować. Czy Tunezyjczycy zawsze są tacy krewcy? – Tak, ale szybko się uspokajamy. Gdyby było inaczej, podczas rewolucji polałoby się więcej krwi…
Abdelwaheb Khedimi, orientalista z dyplomem UJ, działacz sieci organizacji pozarządowych TACID, przemierza narodowy szlak kulturowy przed sezonem. Od kilkunastu dni brodzi po starożytnych ruinach, fotografuje odkopane miasta, wysłuchuje dyrektorów muzeów, ale mówi, jak wszyscy w Tunezji, głównie o rewolucji.
– Myśmy się jeszcze nie otrząsnęli z szoku wolności – wyjaśnia prof. Noureddine Kridis, autor książki „Penser la revolution”. – Patrzyliśmy na waszą Solidarność jak na baśń, a potem sami przeprowadziliśmy inteligentny przewrót. To był cud! Teraz próbujemy się zastanowić nad jego sensem, bo wszystko trzeba u nas zbudować od nowa…
Jaki kolor zdominuje tunezyjską mozaikę? Biały jak meczet? Zielony jak mundur? Czy jaśminowy – jak sen o wolności? (Jaśmin jest narodowym kwiatem Tunezji).
Dziewczyny w hidżabach
Główna arteria Tunisu, na której ludzie manifestują niezadowolenie – Avenue Habib Burgiba – nadal jest otoczona zasiekami. Budynku ministerstwa spraw wewnętrznych strzegą czołg i opancerzony transporter.