Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Pożegnanie z duchem

Koniec dynastii Gandhich

Rahul Gandhi z matka Sonią (na pierwszym planie) reprezentują trzecie i czwarte pokolenie rodu. Nie chcieli rządzić, ale musieli. Rahul Gandhi z matka Sonią (na pierwszym planie) reprezentują trzecie i czwarte pokolenie rodu. Nie chcieli rządzić, ale musieli. Gurinder Osan/Hindustan Times / Getty Images
Potężna dynastia Nehru-Gandhi i jej polityczna machina przegrały z jednym pragmatycznym człowiekiem. Hindusi odrzucili mistykę, wybrali pieniądze.
Kampania wyborcza należała do Modiego. Zelektryzował Indie pasją, z jaką dążył do zwycięstwa.EPA/PAP Kampania wyborcza należała do Modiego. Zelektryzował Indie pasją, z jaką dążył do zwycięstwa.

Takiej katastrofy nie wróżył nikt. Indyjski Kongres Narodowy, któremu przewodzi rodzina Nehru-Gandhi, zdobył zaledwie 44 z 543 mandatów w niższej izbie parlamentu. Dynastia, która rządziła Indiami przez większość liczącej 67 lat niepodległości, dziś nie jest nawet główną partią opozycyjną.

Przypomina trochę konające zwierzę, które nikomu już nie może zagrozić. By ją powalić, wystarczył jeden dzielny wojownik – opozycyjny lider Narendra Modi. Na zdjęciach zrobionych tuż po ogłoszeniu miażdżących wyników przegrani Sonia Gandhi, jej syn Rahul oraz leciwy premier Manmohan Singh siedzą posępni i milczący. W krótkim wystąpieniu przyznali się do porażki. Tylko tyle. Modi, ich główny konkurent i szef zwycięskiej Indyjskiej Partii Ludowej, nacjonalista, radykał i świetny menedżer, zdobył zdecydowaną większość w parlamencie i wiele wskazuje, że następna dekada należy do niego. Rodzinę i partię Gandhich czeka natomiast polityczny niebyt, z którego mogą nigdy nie powrócić.

Ustępujący premier Singh skończył 82 lata, Sonia – 68, zaś mający ich zastąpić 43-letni Rahul okazał się najgorszym przywódcą w całej dynastycznej historii. Przez 10 lat wahał się, czy w ogóle wejść do aktywnej polityki. Zrobił to dopiero w chwili, w której mógł być pewien porażki. W czasie kilkumiesięcznej kampanii pozostał przezroczysty, nieistotny – cała uwaga skupiła się na starszym o dwie dekady i znacznie bardziej dynamicznym rywalu. Partia Kongresowa i ród Gandhich postawiły wszystko na jedną kartę. Rahul doprowadzając do zapaści, udowodnił, że w Indiach skończyła się era charyzmatycznych rządów z nadania. Wiara w polityczne bóstwa ustąpiła zdroworozsądkowym wymaganiom i materialnym żądaniom setek milionów ludzi.

Polityka 22.2014 (2960) z dnia 27.05.2014; Świat; s. 42
Oryginalny tytuł tekstu: "Pożegnanie z duchem"
Reklama