– Ja, Petro Poroszenko, wolą narodu wybrany na prezydenta Ukrainy, uroczyście przysięgam na wolność Ukrainy. Zobowiązuję się bronić jej niepodległości – mówił z trybuny parlamentarnej nowy prezydent. W oficjalnej uroczystości wzięli udział deputowani i 50 przedstawicieli innych państw.
Jaka przebiegała kampania? Poroszenko wyczuł chwilę, mówił zdecydowanym tonem i prostym językiem, zapewniał, że Ukraina da radę, ludzie będą żyli jak w Europie. Wystarczy zwalczyć korupcję, jaka przeżera kraj na wylot, zatrzymać okradanie państwa przez polityków. Wystarczy przestawić gospodarkę na nowe tory, obrać europejski kurs i tak trzymać. Bo poradziecka Ukraina na zawsze upadła na Majdanie.
Ludzie nie wiwatowali, raczej słuchali w skupieniu. Trudno o entuzjazm, gdy cena za zmiany była dramatycznie wysoka, a na wschodzie nadal giną ukraińscy żołnierze. Wyzwania, przed jakimi staje nowy prezydent, są wielkie jak Ukraina. Państwo jest słabe i bezbronne, 17 tys. milicjantów złamało przysięgę i przeszło na stronę wroga. Wojsku brakuje pieniędzy i dowódców. Część terytorium jest okupowana przez Rosję, część nie uznaje wyborów ani władzy Kijowa, powołano tam nowe państwo, marionetkową Noworosję. Rosyjskie wojska odsunęły się wprawdzie od ukraińskiej granicy, ale to nie oznacza, że Moskwa odstąpi od destabilizowania kraju. W rozsypce jest gospodarka, budżet świeci pustką, głęboki kryzys gazowy może się zacząć już za chwilę. A tu jeszcze trzeba wprowadzać reformy, zaciskać pasa.
Rząd Arsenija Jaceniuka, zdominowany przez partię Batkiwszczyna Julii Tymoszenko – rywalki do prezydenckiego fotela – formalnie lokuje się dziś w opozycji wobec prezydenta (Poroszenko zapowiedział, że premier pozostanie na stanowisku). A parlament nie daje pewności na szybką legislację, bo obecna chwiejna większość już jutro może się rozpaść. Ukrainę czeka zmiana konstytucji, reforma administracji, wybory do Rady Najwyższej. Poroszenko musi pamiętać, że będą mu patrzeć na ręce nie tylko ci, którzy na niego głosowali, a Majdan uwierzył w swoją siłę.